Ktoś kiedyś żachnął się na nas tymi słowami: „Przestańcie gadać, mieszacie tylko innym w głowach.” Lekko zdębieliśmy. Nieco się przygnębiliśmy. Ale jak to „mieszamy”? Jednak kiedy ochłonęliśmy przyszła refleksja, że najwięcej miesza autorka zdania. Chce wszystkim wmówić, że świat to cztery domowe kąty, zaś poza nimi jest otchłań pełna zła i niebezpieczeństw, od której porządni ludzie powinni trzymać się z daleka. Ale my wiemy, że jest inaczej. Że poza naszymi czterema kątami jest świat, który warto poznać. Nie trzeba się do niego przeprowadzać. Nie trzeba nawet go odwiedzać. Ale warto wiedzieć!
Więc my nadal będziemy gadać. A że niedługo wyruszamy na kolejne zimowanie opowieści będzie coraz więcej. Zaczniemy zaś od tego, jak się do zimowania przygotowujemy — jak wybieramy miejsce i znajdujemy zimowy dom. Tak na wypadek, gdyby ktoś chciał się sam przekonać, jak świat wygląda.
Więc my nadal będziemy gadać. Zaczniemy zaś od tego, jak się do zimowania przygotowujemy.
- No więc najpierw bujamy w obłokach. Myślimy sobie, co chcielibyśmy zobaczyć, gdzie fajnie byłoby się znaleźć, czego chcielibyśmy spróbować. Szukamy, gdzie nas jeszcze nie było, choć przyznać się musimy, że coraz częściej zastanawiamy się, dokąd chcielibyśmy wrócić.
- Po wybraniu kierunku przychodzi moment chłodnej analizy — jaka tam wtedy pogoda (czy nie szaleje monsun?), jaka sytuacja polityczna (jest bezpiecznie?), jakie są koszty życia (czy nas stać?), ile mamy czasu (czy zdążymy się nieco zadomowić?), na jaką wizę można liczyć (czy możemy zasiedzieć się na dłużej?). Przyznam, że to ostatnie zazwyczaj sprawdzamy za późno. Za późno, aby się wycofać.
- Kiedy nowy kierunek już nas pochłonął, a potencjalne przeszkody zostały wyeliminowane, szukamy miejsca na zadomowienie się. Miasto, a może prowincja? Odludzie, czy wśród tłumów? Spokój, czy amok lokalnego życia? Tutaj też zauważamy coraz większą skłonność do wybierania miejsc spokojnych, bliższych szumowi morza, górom, dżungli. Po kilku latach zimowania, do poczucia bezpieczeństwa i komfortu nie potrzebujemy już dużego miasta. Jednak pewien element układanki zaczął mieć coraz większe znaczenie — Marysia. Już nie tylko my jesteśmy jej potrzebni do szczęścia. Potrzebne jej towarzystwo, możliwość pójścia na lekcje angielskiego, włączenia się w ciekawe zajęcia, zbliżenia się do rówieśników. Patrzymy więc, czy będzie możliwość zaspokojenia tych potrzeb.
- Wreszcie szukamy domu. To jeden z przyjemniejszych momentów! O ile nie okazuje się, że ładnych domów nie ma lub ich ceny są zabójcze dla naszego portfela. Nigdy nie zimujemy w hotelach. Co za frajda mieszkać w hotelu? No i jak mielibyśmy się gdzieś zadomowić, mieszkając w hotelu? Szukamy przestrzeni, która nas zaintryguje, albo po prostu się spodoba. Wszak nie wszędzie można liczyć na kolonialny dom z patio, jaki znaleźliśmy na Sri Lance. Najważniejsze, abyśmy czuli się komfortowo, by każdy z nas znalazł tam swój kąt do życia, pracy, nauki i zabawy. A gdy znajdziemy jakąś perełkę, skłonni jesteśmy nawet zmienić planowane miejsce zamieszkania.
Szukając domów korzystamy z portalu Airbnb. To pierwsze miejsce, które pozwala nam zorientować się w cenach i możliwościach. Szukamy też forów i grup (np. na Facebooku), gdzie mieszkańcy i ekspaci wymieniają się praktycznymi informacjami z życia miasta, także na temat najmu. Potem przychodzą negocjacje i mamy zimowy dom! Oczywiście oceniamy go na podstawie zdjęć, opisów, opinii wcześniejszych najemców (to jest cenna strona Airbnb). Czy nigdy się nie rozczarowaliśmy? No, może raz. Ale i tak zostaliśmy. Są bowiem miejsca, gdzie trudno zaspokoić swe potrzeby w 100%. Trzeba wtedy rozejrzeć się dookoła, przyjrzeć w jakim świecie jesteśmy, pomyśleć po co tu przyjechaliśmy, wrzucić na luz i cieszyć się poznawaniem nowego świata.
Zapraszamy na wycieczkę po naszych zimowych domach!
Sri Lanka, Dodanduwa
Nasz najpiękniejszy zimowy dom. Postkolonialne cudo z patio, gankiem, otwartymi przestrzeniami. Gdyby go jeszcze wyremontować… wtedy nie byłoby nas na niego stać. Może nie był w najlepszej kondycji, ale to nie wadziło. Chłonęliśmy go z całym inwentarzem przybywającym do nas z dżungli — mrówkami, żabami, nietoperzami, skorpionami, gekonami…
Tajlandia, Bangkok
Nasz tak jakby drugi dom. Tu rozpoczęliśmy nasze zimowania. Tu wracaliśmy wiele razy. Tu poznaliśmy zupełnie inny Bangkok. Bo czy uwierzycie, że to wielka tajska stolica, pośród kanałów, mangowców i tej bujnej zieleni.
Nepal, Katmandu
Dom, który nas najbardziej doświadczył. Piękny, lecz zapuszczony. Ciepły, ale tylko w promieniach słońca. Jednak nie zrezygnowalibyśmy z tego doświadczenia. Nepal nie jest „łatwym” miejscem do mieszkania, zwłaszcza zimą. Ale magia tego kraju rekompensuje wszystkie trudy. A zresztą własny ogródek w Katmandu to prawdziwy luksus. No i pies.
Indonezja, Bali
Nasz najcieplejszy dom. Bo jak się ma u boku tak cudowną Verę i zgraję tak kochanych zwierzaków, nawet monsuny stają się łatwiejsze do zniesienia. Tutaj nasza rodzina naprawdę się rozrosła.
Indonezja, Java, Jogjakarta
Nasz najbardziej porywający dom. Będący jednocześnie księgarnią, kawiarnią i galerią sztuki. Z zimną wodą, mini łazienką i bez kuchenki, ale czy to ma znaczenie? Mieszkanie w tym niezwykłym domu było jak szczeniacki romans.
Sri Lanka, Weligama
Nasz dom „niech będzie”. Brakowało mu tego „czegoś”. Za to wszelkie niedostatki rekompensowały codzienne radosne krzyki trzech szalonych multi-kulti dziewczyn. Towarzystwo na wagę złota.
Tajlandia, Bangkok
Nasz najbardziej futurystyczny dom. Wielki Bangkok z zupełnie nowej perspektywy okazał się wyjątkowo hipnotyzujący. Ale my po prostu kochamy Bangkok.
Komentarze