Zbliżają się Święta. Wszyscy rozmyślają o tym, co im się marzy i co chcieliby dostać w prezencie. Stig, zwany Cebulką, pragnie roweru oraz taty. Niby niewiele, ale na rower nie ma pieniędzy, a tata jakby nie istnieje.
Cebulka wpada na pomysł, by poprosić Karla o zahipnotyzowanie mamy, by ta zgodziła się na kupno roweru. Ponoć Karl, miejscowy dziwak, potrafi hipnotyzować kury, więc może i z mamą mu się uda. Z tatą może być nieco trudniej, ale czy w Święta marzenia się nie spełniają? Cebulka stawia na Świąteczny cud i za wszelką cenę postanawia dopiąć swego.
Nawet jeśli nie jest się czyimś prawdziwym rodzicem – mówi – można się czuć jak prawdziwy.
Jednak cuda zdarzają się tylko w bajkach, a ta opowieść bajką nie jest. To historia słodko-gorzka, z naciskiem na gorzka. Mówi o życiu, a w życiu bywa różnie. Na przykład, nie zawsze można mieć, czego się chce. Co nie znaczy, że należy pozbywać się marzeń. Ależ absolutnie nie! Trzeba tylko otworzyć szerzej oczy, by dostrzec, że to, co nam się marzy, może mieć inną postać niż obraz w naszej głowie. Rower wcale nie musi stać na sklepowej półce, a tata nie musi być tym od urodzenia.
„Prezent dla Cebulki” Fridy Nilsson (kochamy ją za „Moja mama gorylica„) to niezwykle ciepła książka o marzeniach, tęsknocie, przyjaźni, zazdrości. Historia bardzo prosta, ale w tym jej siła. Odwołuje się do prostych emocji, wzrusza i długo pozostaje w głowie. Choć wydawnictwo Zakamarki prezentuje ją jako opowieść adwentową, do czytania każdego grudniowego dnia aż do Świąt, nie jest to Świąteczna bajka. W każdym razie nie taka, jakiej się spodziewacie. Bo z drugiej strony, gdy się zastanowić, czyż nie o to chodzi w Świątecznej opowieści, by uczyła empatii, tolerancji, zrozumienia innych? Czy nie powinna pokazywać ile złego czyni egoizm, zazdrość, samotność?
Cebulka potrzebował bliskości. Potrzebował poczuć się jak inne dzieci w szkole, mające tatę i jeżdżące na rowerach. Nie chciał litości, ani współczucia. Chciał zostać zaakceptowanym. Trudno mu było poradzić sobie z emocjami, został mu bunt, ucieczka. Aż wreszcie poddał się i rezygnował. I to jest właśnie szczęśliwe rozwiązanie, choć nie jest proste ani oczywiste. Bo gdy Cebulka zrozumiał, że nie ma szans na odnalezienie prawdziwego ojca, zauważył, że tuż obok ma kogoś bardziej wartościowego, kto chce go pokochać. I tak się stało, że w świąteczny wieczór niespodzianie do stołu zasiadła rodzina w komplecie.
Dla nas „Prezent dla Cebulki” jest bardziej Świąteczny niż inna książka serii – „Święta dzieci z dachów”, którą czytałyśmy ubiegłej zimy, a która dla nas była zbyt bajkowa. Atutem obu jest piękne wydanie – duży format, twarda oprawa i świetne ilustracje (w tym przypadku autorstwa Marii Nilsson Thore). Doskonały pomysł na prezent!
Komentarze