Tydzień temu zerknęliśmy jednym okiem na nasz nowy dom, po czym rzuciliśmy bagaże, by wyjechać w dalszą podróż. Teraz znowu przyjechaliśmy. Tym razem na znacznie dłużej. Choć jeszcze nie wszyscy…

Jest różowo, zdjęcia nie kłamały. Jest bardzo zielono, przy domu i generalnie w okolicy. Jest odrobinę mokro, co nas trochę martwi. Małe bajorka dookoła i kanał wzdłuż uliczki mogą być wylęgarnią bzykających dręczycieli. Ale spokojnie, w oknach i drzwiach są moskitiery. W oknach jest coś jeszcze – firanki! Wreszcie mamy w domu firanki.

Jest trochę mrówek i termity. Są żaby, ale te za próg nie powinny zaglądać. W domu obok zauważyliśmy wielkiego kudłatego psa o przyjaznej mordce. Przydałby się żółw. Tak jakoś pomyślałam, że powinniśmy mieć tutaj żółwia.

Miejsca do zabawy jest tyle, że trudno się zdecydować gdzie zorganizować plac zabaw. Może na tarasie? Może pod domem (w końcu mamy dom na palach)? W ogródku obok? Chyba decyzję zostawimy Marysi.

A Marysia zjawi się już wkrótce. Rzucam swoje graty i uciekam, by ją przywieźć. Tymczasem Marcin ogarnia chatę i urządza swoje egzotyczne biuro…