Jeździmy palcem po mapie, wybieramy miejsce, wynajmujemy dom i wprowadzamy się do niego, by spędzić zimne miesiące pod lazurowym niebem. Ktoś pomyśli: „Jasne, bogaty tatusiek przysponsorował, a ci udają podróżników”.
Tymczasem prawda jest banalna, jest jak proza życia. My po prostu ciągle pracujemy. Oboje. Czy to w Łodzi, czy na Sri Lance, czy w Bangkoku. I tu pies pogrzebany, ktoś mógłby powiedzieć, bo co to za podróżowanie, kiedy ciągle trzeba pracować? To może spójrzmy na to z drugiej strony — cóż to za praca, kiedy zza komputera szumi ocean :).
Niewątpliwie praca wpływa na nasz tryb podróżowania. Z jej powodu preferujemy bardziej stacjonarny tryb życia i bardziej komfortowe warunki niż hotelowy pokój. Że z tego powodu mało zwiedzamy w tak długim czasie? No to znowu spójrzmy z drugiej strony — zadamawiamy się, zwiedzamy bez pośpiechu, zbaczamy z popularnych szlaków, podchodzimy bliżej i poznajemy lepiej.
Jak wygląda nasz dzień „w podróży”? Rano wstajemy, idziemy na bazar, robimy śniadanie, siadamy do komputera, biegnę do pracy w terenie. Marysia siada do książek lub idzie do koleżanek. Gdzieś w międzyczasie sprzątamy i robimy pranie. Gotujemy kolację, wpadają znajomi. W chwilach przerwy wyskakujemy na plażę, włóczymy się i poznajemy okoliczne życie. A kiedy przychodzi wolny weekend jedziemy zwiedzić Borobudur, Dolinę Królów lub zdobywać szczyty wulkanów. Ot, „zwyczajne” życie :). Co więcej, życie w tym rytmie toczyć się może praktycznie w każdym miejscu na Ziemi. Niezbędne są tylko prąd i Internet. Ich dostępności właściwie już nie sprawdzamy, bo są praktycznie wszędzie. Upewniamy się tylko, jakiej będą jakości, by przygotować się do bardziej wymagających warunków — np. w Katmandu prąd jest odcinany na pół doby.
Zaczęliśmy specjalizować się w dostosowywaniu naszego biura do niestandardowych warunków i konieczności pakowania go do podręcznej walizki. Jednym słowem pracujemy nad tym, by nasze biuro było coraz mniejsze i coraz lżejsze. I robimy postępy! W tym roku zamknęliśmy je w podręcznym plecaku i małej podręcznej walizce — sprzęt fotograficzny, trzy komputery, monitor, kilkanaście metrów kabli, ładowarki, power banki, dodatkowe baterie. Kiedyś dużo eksperymentowaliśmy — były baterie słoneczne, przenośne routery, antena wi-fi. Teraz stawiamy na prostotę i dobre przemyślenie tematu, zwłaszcza kwestii bezpieczeństwa sprzętu i danych.
Rozwijając firmę zawsze pamiętamy o tym, że pracujemy w drodze. Ale nasi współpracownicy i klienci wcale nie muszą o tym wiedzieć, a już na pewno nie mogą tego odczuwać.
A co my właściwie robimy? Jedno z nas jest fotografem, drugie tłumaczem. Oczywiście nie pracujemy na etacie. Udaje nam się z drugiego końca świata prowadzić firmę, dbać o pracowników, o klientów, sprawną komunikację, dotrzymywanie terminów, gaszenie pożarów, kiedy sytuacja tego wymaga. Praca jest w naszym życiu obecna 24/7. Organizując ją i rozwijając firmę zawsze pamiętamy o tym, że częściowo pracujemy w drodze. Ale nasi współpracownicy i klienci wcale nie muszą o tym wiedzieć, a już na pewno nie mogą tego odczuwać. Uwierzcie, to można zrobić.
Już słyszę kolejne westchnienia — ale w mojej pracy to się nie da, nie przejdzie. Jesteście pewni? Spotkaliśmy w drodze ludzi o różnych specjalizacjach, zdawać by się mogło, zupełnie nie mobilnych. No bo, że graficy, informatycy, programiści, testerzy oprogramowania, specjaliści od internetowego marketingu, to wiadomo. Ale psycholog? Poznaliśmy Rosjankę, która konsultacje ze swoimi pacjentami prowadziła przez Skype’a, zaś mieszkała z rodziną Tajlandii. A co powiecie na budowlańca? Poznaliśmy Niemca, który pomagał budować domy na Bali, aż wreszcie wybudował tam własny. Spotkaliśmy wielu takich, którzy fundusze do życia w drodze zdobywali, grając nocami na giełdzie lub Forexie. Nie powiem, że wystarczy chcieć, ale chcieć jest najważniejsze. Kiedy chcesz, masz motywację. Znalezienie sposobu to druga część zabawy wymagająca otwartości umysłu, często odwagi i postawienia życia na głowie. Aby było łatwiej dobrze mieć pracę, którą się lubi. Naprawdę lubi.
Taka jest więc cena spędzania zimy na drugim końcu świata — pół roku pracy ze słońcem świecącym monitor. Chyba nie jest to cena zbyt wygórowana.
Komentarze