Beata od 18 lat mieszka i pracuje w Ho Chi Minh City w Wietnamie (dawny Sajgon), gdzie trafiła zachwycona filmową opowieścią Olivera Stone’a „Między niebem a ziemią”. Finansistka z zawodu, pasjonatka tańca, jogi, nurkowania i podroży. Autorka bloga „Miss Sajgon”. Wietnamską przygodę dzieli z partnerem Michaelem (Australijczykiem z Kolumbii) i trzema przygarniętymi kotami.  

Pandemia w Wietnamie

Pandemia zastała mnie w domu w Ho Chi Minh City. Wietnam wprowadził restrykcje już w połowie stycznia, kiedy wybuch epidemii w Chinach okazał się poważny. Dzielimy granicę z Chinami na północy, dodatkowo władze pamiętają epidemię SARS w 2003 roku i nie chciały ryzykować powtórnego chaosu.

Tak więc zaraz po Wietnamskim Nowym Roku, pod koniec stycznia, zamknięto szkoły i uruchomiono nauczanie online, ale poza tym życie toczyło się w miarę normalnie. Przez długi czas liczba zarażonych pozostawała na poziomie 37-miu przypadków. Dlatego jeszcze w lutym zdecydowałam się na wakacje na Bali. Ale już dwa tygodnie później sytuacja stała się krytyczna i ogłoszono dalsze restrykcje. Wszyscy, którzy wjechali do kraju po 8 marca musieli zgłosić się do władz sanitarnych i poddać kwarantannie. Byłam wdzięczna zbiegowi okoliczności i własnej intuicji, że wróciłam na czas.

Od początku pandemii wiedziałam, że Wietnam jest idealnym miejscem na jej przetrwanie.

Wzrost liczby zakażeń nastąpił wraz z turystami, powracającymi z zimowych ferii w Europie, na początku marca. W odpowiedzi na to zamknięto granice, anulowano loty zagraniczne, zamknięto placówki handlowe, biura i miejsca zgromadzeń publicznych. Nie doświadczyliśmy jednak lockdownu na miarę wielu krajów europejskich. Część firm pozostawała otwarta, choć promowano pracę zdalną. Sklepy spożywcze również pozostawały otwarte. Ale wprowadzono surowy obowiązek noszenia masek.

Dyscyplina społeczna i „zero ostarcyzmu”

Maski nie są niczym nowym w Wietnamie i większość ludzi nosi je codzienne, jako ochronę przez zanieczyszczeniem powietrza. Trudniej było dostosować się obcokrajowcom, co budziło oburzenie Wietnamczyków. Sklepy nadal nie wpuszczają osób bez masek, więc ta dyscyplina szybko się stała codziennością. Ponadto wprowadzono obowiązkowe pomiary temperatury w miejscach publicznych i utrzymywanie dystansu. Rząd uruchomił linie SMS-ową, która przypominała o przestrzeganiu zasad, a ulice obwieszono plakatami propagandowymi.

Gdy w momencie wzrostu liczby zakażeń w HCMC City zdiagnozowano ponad 20 przypadków zarażeń w popularnym wśród cudzoziemców barze, nastąpiła fala krytyki przyjezdnych, czasami wręcz ostracyzmu. Ale i tu władze zareagowały natychmiast, grożąc karami za dyskryminację w świadczeniu usług i ogólnie w kontaktach społecznych. Wprowadzono też kary (łącznie z karą więzienia) za rozprzestrzenianie fałszywych informacji na temat epidemii oraz za spekulowanie w handlu materiałami ochronnymi. Faktycznie, od początku epidemii, nie tylko nie brakowało masek, rękawiczek i produktów antybakteryjnych – ale powszechnie udostępniono je za darmo mieszkańcom apartamentowców, klientom sklepów i pasażerom środków transportu.

Obowiązkowa kwarantanna została zorganizowana dla ponad 50 000 osób – często w byłych ośrodkach wojskowych albo w byłych obozach reedukacyjnych. Warunki skromne, ale co ciekawe, wszystkie koszty zostały pokryte przez rząd – zarówno dla miejscowych, jak zagranicznych osób.

Samopomoc we krwi

Wietnamczycy są narodem żyjącym w społecznościach i rodzinach wielopokoleniowych, stąd akcje pomocowe rodziły się spontanicznie. Powstawały jadłodajnie dla najuboższych, a nawet ryżomaty wydające ryż dla potrzebujących. Wielu właścicieli mieszkań czy lokali handlowych proponowało obniżki czynszu, rząd wprowadził redukcje i odroczenia podatków, banki zniosły opłaty za usługi i nawet pompowanie roweru oferowano za darmo w ramach solidarności społecznej.  

Idealne miejsce na przetrwanie

Od początku pandemii wiedziałam, że Wietnam jest idealnym miejscem na jej przetrwanie. Chociaż tutejsza służba zdrowia nie jest na światowym poziomie, to połączenie surowych zasad narzuconych przez władze, dokładne badanie zarażonych oraz tych, którzy mogli mieć z nimi kontakt, do tego dyscyplina społeczna sprawiły, że Wietnam stawiany jest na świecie za przykład w walce z pandemią.

Surowe zasady, dokładne badanie zarażonych oraz tych, którzy mogli mieć z nimi kontakt, do tego dyscyplina społeczna sprawiły, że Wietnam stawiany jest za przykład w walce z pandemią.

Wietnam zasadniczo jest bardzo bezpiecznym krajem i to poczucie wręcz wzmocniło się podczas pandemii. Wszyscy znani mi cudzoziemcy twierdzą, że to najlepsze miejsce na przetrwanie kryzysu – niewielka liczba zakażeń, ścisła kontrola epidemii, brak surowego lockdownu, do tego życzliwość i solidarność okazywane przez Wietnamczyków. Co ważne, na żadnym etapie pandemii nie miały miejsca braki w zaopatrzeniu – ani podstawowych produktów, ani masek, ani papieru toaletowego. W efekcie, nawet najwięksi krytycy rządu wyrażają się z pełnym uznaniem o jego postawie wobec epidemii.

Pandemia a życie prywatne

W moim przypadku kryzys zbiegł się z decyzją o zawodowym urlopie. Ten rok miał być wymarzoną przerwą w zabójczym tempie, w jakim żyłam przez ostatnie lata. Miał to być czas wypełniony podróżami, przyjemnościami, planami samorealizacji i prywatnymi projektami. Cóż, przewidziałam wszystko, poza epidemią na skalę światową. Spędzałam więc czas w domu, ciesząc się urokami życia w zwolnionym tempie. Niestety, kiedy zamknięto moją szkołę tańca, basen i salon masażu, z przyjemności pozostało mi napastliwe głaskanie kociej rodziny.

Teraz doceniamy ulotność aktywności, które wcześniej uznawaliśmy za naturalnie dostępne.

Mój partner nadzoruje rządowy projekt budowy i jego zawodowa rutyna nie uległa zmianie. Natomiast życie społeczne ograniczało się do nas dwojga, naszej ukochanej pomocy Mai i trzech kotów. Teraz doceniamy ulotność aktywności, które wcześniej uznawaliśmy za naturalnie dostępne. Martwi mnie tylko brak jasności co do najbliższej przyszłości – planowałam odwiedzić rodzinę w Polsce lecz trudno cokolwiek zaplanować. Pozostaje mieć nadzieję, że uda mi się spędzić rodzinne święta i uściskać rodziców w ich 50-tą rocznicę ślubu.

Życie domowe podczas pandemii

Obserwowałam, jak zmienia się życie znajomych posiadających dzieci. Szkoły były zamknięte przez cztery miesiące i sytuacja była nie do pozazdroszczenia. Większość dzieci miało więcej prac domowych niż w normalnym trybie, ale pozbawione kontaktu z rówieśnikami popadały w przygnębienie. Na początku maja otwarto ponownie szkoły i choć to ostatni miesiąc roku szkolnego, wszyscy – i dzieci, i rodzice – przyjęli tę decyzję z entuzjazmem.

Przez ostatnie 3 lata pracowałam jako dyrektor finansowy w międzynarodowej firmie reklamowej, odpowiadając za rejon Azji Południowo-Wschodniej. Dużo podróżowałam, głównie do Kambodży, Tajlandii i Birmy. Cieszę się, że decyzję o odejściu podjęłam przed nastaniem pandemii – częste podróże byłyby ryzykowne, stresujące, czy wreszcie niemożliwe. Dzięki przerwie zawodowej wróciłam do dawno odkładanych prywatnych projektów: planów wydania książki, rozwoju własnej marki w dziedzinie tańca i edukacji, sformalizowania kwalifikacji trenera fitness i jogi. Mam znów czas na naukę hiszpańskiego, niespiesznie smakuję dobrą literaturę i kinematografię. Odkrywam zalety gotowania i pielęgnacji ogródka. Doglądam pozbawione pieszczot koty i odnawiam kontakty z przyjaciółmi. Zdaję sobie sprawę, że jestem w komfortowej sytuacji i dziękuję sobie i losowi, że kryzys mnie bezpośrednio nie dotknął.

Stoicyzm i pogoda ducha

Mam wrażenie, że zmieniły się powszechne zachowania w kwestii konsumpcji. Popęd za pieniądzem ustąpił potrzebie przeżycia niewielkim kosztem, ale w dobrym zdrowiu. Obserwuję z podziwem stoicyzm i pogodę ducha osób o niskich zarobkach i niewielkich kosztach utrzymania, w przeciwieństwie do przepełnionych paniką ludzi o dotychczas wysokich zarobkach i wysokim standardzie utrzymania.

Obserwuję z podziwem stoicyzm i pogodę ducha osób o niskich zarobkach i niewielkich kosztach utrzymania, w przeciwieństwie do przepełnionych paniką ludzi o dotychczas wysokich zarobkach i wysokim standardzie utrzymania.

Nie można wiecznie żyć na kredyt. Doceniamy drobne przyjemności i cenimy wartości, które dotąd uważaliśmy za oczywiste. Okazuje się, że możemy żyć bez niepotrzebnych zakupów, podroży i zbędnego blichtru. Zdalna praca, zdaje się teraz być czymś normalnym i nie wpływa na wydajność, natomiast zmusza do kreatywnych rozwiązań. Solidarność międzyludzka przeżywa rozkwit. Ostatnio wzruszyłam się do łez, czytając o wietnamskich ochotnikach do przeszczepu płuca dla brytyjskiego pilota, który zyskał niewdzięczny rozgłos, jako zarzewie wirusa w mojej dzielnicy i który do dzisiaj przebywa w ciężkim stanie na oddziale intensywnej opieki. Mam nadzieję, że te zachowania nie okażą się jedynie trendem, a staną się nową rzeczywistością.