Bilety, jakie czekają na nas w szufladzie miały osłodzić powrót z Azji do Polski. Chyba nie do końca spełniły tę rolę. Nawet piękna Islandia nie jest w stanie wypędzić z głowy gorących azjatyckich wspomnień. Ale niewątpliwie ponura wiosna, jaka nastała, nabrała nowego znaczenia. Ten deszcz, chłód i ciężkie chmury, to perfekcyjny trening przed kolejną wycieczką.
Tak więc mimo mżawy i wiatru niemal co rano wsiadamy na rower i pędzimy do przedszkola. Przymykamy oczy i wyobrażamy sobie, że otaczają nas wulkaniczne góry zamiast rozkopanej Piotrkowskiej, w górę wzbijają się gejzery zamiast rozchlapywanych przez samochody kałuż, a ten stary bruk przy placu Kościelnym to żwirowa droga do gorących źródeł. I od razu jest lepiej. W weekendy odwiedzamy babcię, przemierzając długie kilometry na rowerach. Żeby było weselej, szaleństwem tym zarażamy znajomych i jeździmy całą karawaną.
Oprócz tego, że będziemy pedałować, zamierzamy także nocować dokładnie tam, gdzie kółka nas poniosą.
Czerwiec to jeden z najgorętszych miesięcy na Islandii. Ale z tym ich latem to jest tak, jak z tajską zimą (25 stopni to już zima!). W ciągu dnia możemy liczyć na 17, nocą na 10 stopni. Taki oto środek lata. Zresztą nie wiem, czy w Polsce możemy spodziewać się lepszego. Tak więc pedałujemy i hartujemy się. Pierwsze przeziębienia mamy już za sobą i liczymy, że nawet legendarny islandzki wiatr nas nie położy. Choć przyznać muszę, że relacje podróżujących po Islandii rowerzystów na temat zmagań z pogodą, nieco przerażają.
Oprócz wczuwania się w klimat północnej wyspy robimy przygotowania logistyczne. Po pierwsze rowery. Temat zaistniał jeszcze w Bangkoku. No bo po co kupowaliśmy te składaki? To idealny sprzęt dla żyjących w podróży. Może nie dla wyczynowych kolarzy, ale dla amatorów z dzieckiem pod pachą jak najbardziej. Lekkie, małe i składane. Idealne. Wracając z Bangkoku nasze składaki nadaliśmy jak zwyczajny bagaż, żadne tam sprzęty sportowe za dodatkową opłatą. Ale nie zawsze to rozwiązanie da się wcielić w życie. Istnieją nasze ukochane tanie linie, na pokładzie których życie wygląda nieco inaczej. O naszej miłości do tanich linii już kiedyś pisaliśmy. Po przeliczeniu kosztów składakowego rozwiązania wg kursu tanich linii lotniczych okazało się, że to się zwyczajnie nie opłaca. Zapłacenie za 2 rowery i przyczepkę to koszt podobny, jak wypożyczenie sprzętu na Islandii. A że nie lubimy utrudniać sobie życia, wybraliśmy rozwiązanie drugie. 6 kółek czekać na nas będzie w Reykjaviku.
Po drugie przyczepka. Na okoliczność nowej rowerowej przygody Marysia przesiadła się z fotelika do przyczepki. Z przeprowadzki jest wyjątkowo zadowolona. Wyposażyła swój pokoik na kółkach w niezbędne zabawki i akcesoria, dzięki czemu nuda jej nie grozi. Gdy przychodzi chwila słabości chętnie ucina sobie drzemkę. Widzi świat z zupełnie innej perspektywy, niż na foteliku. No i wszyscy z zaciekawieniem do niej machają i zaglądają.
Tematy logistyczne naszej islandzkiej wyprawy nie zamykają się na kółkach. Bo oprócz tego, że będziemy pedałować, zamierzamy także nocować dokładnie tam, gdzie kółka nas poniosą. Właśnie tak, pod namiotem!
p.s. Prawdę mówiąc liczymy na pogodowego farta. I że będzie to najgorętsze lato, o jakim Islandia słyszała w ciągu ostatnich kilku dekad.
Komentarze