Po 5 dniach na rowerach pozwoliliśmy sobie na odrobinę luksusu. A co! Wysmagani wiatrem, umoczeni deszczem, potargani, niedomyci, posiniaczeni i umęczeni, zasłużyliśmy na ***** spa.

Mówią, że Blue Lagoon nie można sobie odpuścić. To tak, jakby być na Karaibach i nie zanurzyć się w ocenie. No nie wiem, czy aż tak. Gdybyśmy je pominęli, raczej nie umniejszyłoby to naszych islandzkich doznań. Ale byliśmy i nie żałujemy. Nawet zerkając na kwotę, jaką odciągnęli nam z kredytowej karty. Bo przyznać trzeba, że do tanich ten basenik nie należy.

Zanurzyliśmy rękę w błocie, by usmarować się zieloną mazią. Minerały, algi, krzemionka i coś jeszcze, miały nas zrelaksować, upiększyć i uleczyć z nieznanych chorób.

To zaledwie 30 km na południe od lotniska. Jedzie się długą krętą drogą, gubiącą się w polach lawy. Spomiędzy zastygłych szarych głazów co chwila wyglądają oczka turkusowej wody. Trafiliśmy na mglisty dzień i robiło to niesamowite wrażenie. Jak z innej planety. Sam ośrodek również tonął w oparach i pięknie zlewał się z otoczeniem. Niczym olbrzymia drewniano-kamienna sauna. Wrząca woda wydobywana jest z głębokości 2000 metrów, chłodzona i tłoczona do basenów. Jak ciepła zupka. Ciągle paruje. Wskoczyliśmy w stroje kąpielowe i w podskokach przebiegliśmy kilka metrów w chłodzie i deszczu, by zanurzyć się w 40 stopniowej mlecznej cieczy i ukoić obolałe członki. Cóż za przyjemność… W pływającym barze zakupiliśmy piwko i soczki, po czym uciekliśmy od tłumów w najbardziej odległy zakątek. Co za rozkosz… Na szczęście basen jest dosyć rozległy i jest dokąd uciec. Zanurzyliśmy rękę w błocie, by usmarować się zieloną mazią. Minerały, algi, krzemionka i coś jeszcze, miały nas zrelaksować, upiększyć i uleczyć z nieznanych jeszcze chorób. Nie żeby nam czegoś brakowało, ale na wszelki wypadek i to się przyda. Marysia wypożyczyła dmuchane rękawki i pląsała ochoczo. Woda i błoto, toż to raj na ziemi! Choć na brak mgły, pary i innych opadów nie można było narzekać, największe wrażenie robiła wielka geotermalna elektrownia Svartsengi, buchająca tuż za naszymi plecami. Kominy i gęste obłoki. Po godzinie, parować zaczęły także nasze ciała. Miałam wrażenie, że mój wzrok robi się lekko zamglony. Rozgrzani i z lekka otumanieni temperaturą, zgodnie uznaliśmy, że chyba starczy. Ile można? Jeszcze lodowce na nas czekają!

p.s. Najlepiej odwiedzać Blue Lagoon ok. godz. 15.00, kiedy odjadą poranne turnusy wycieczek i zanim zjadą się turnusy wieczorne.