Właśnie wracaliśmy do Polski po siedmiu miesiącach nieobecności, kiedy przeczytałam maila kończącego się tekstem: „No i jak sobie czytam waszego bloga, to się nie mogę połapać. Czy Wy gdzieś mieszkacie?„. Ano mieszkamy. Fakt, że co chwila gdzie indziej. Ale czy trzeba lat, by poczuć się gdzieś jak w domu? Nam wystarczą tygodnie.

Przynajmniej połowę każdego roku spędzamy na drugim końcu świata. Nie wiem, czy mogę pisać, że w podróży, bo to zdaje się być zarezerwowane dla tych nomadów, co to ciągle w drodze i w nieustannym ruchu. My zaś wyjeżdżamy, by pomieszkać. Szukamy miejsc, gdzie będziemy mogli wtopić się w tłum, zakosztować lokalnego życia i poczuć się jak u siebie. A to wymaga czasu, cierpliwości i zaangażowania. Wymaga też nieco innego podejścia do podróży już od momentu jej planowania. Zaś centralnym punktem tej inności jest dom. Bo dom jest niezbędny, by poczuć się jak u siebie.

No i jak sobie czytam waszego bloga, to się nie mogę połapać. Czy Wy gdzieś mieszkacie?

Tak więc zanim powstanie plan podróży szukamy domu. Nie anonimowego apartamentu do wynajęcia, to nas nie rusza. Szukamy miejsca, które będzie miało to COŚ. Za każdym razem może to być coś innego, bo dom to także okolica, jakaś historia, jego mieszkańcy. Każdy z naszych domów długo i z rozmysłem wybieramy, wyobrażamy sobie, jak będzie się mieszkać, upewniamy się (na ile to możliwe zdalnie), że każdy z nas znajdzie tam swój kąt. Oprócz tego CZEGOŚ dom musi mieć przestrzeń do pracy oraz wychowywania Marysi. Przestrzeń otwartą, zieloną, w której pobliżu łatwo znaleźć znajomych do zabawy. Nie wyobrażamy sobie zamknięcia się w czterech klimatyzowanych ścianach, kiedy na zewnątrz żar tropików. Bywa tak, że szukając zakochujemy się w jakimś domu i to on przekonuje nas do wyjazdu. Tak było z domem w Nepalu. Pamiętam moment, kiedy go znaleźliśmy — filipińskie Coron, my na hotelowym tarasie, wpatrując się w czerwony zachód słońca, rozgryzamy już gdzie spędzimy przyszłą zimę. Jeszcze nie do końca przekonani, kiedy zobaczyliśmy na zdjęciach TEN dom, decyzja została podjęta. Kolejną zimę musieliśmy spędzić w Nepalu. Trochę inaczej było z Bangkokiem, gdzie największe zalety naszego różowego domku na palach poznaliśmy z czasem. Zyskaliśmy tam przyjaciół, którzy ubarwili nasze tajskie życie i do których zawsze będziemy wracać. Zaś dom na Sri Lance skusił nas kolonialnym klimatem i patio z zielonym oczkiem. My po prostu zakochujemy się w naszych domach. Nawet, kiedy okazują się nie tak idealne i wyśnione, jak na zdjęciach. Już nie możemy doczekać się kolejnego, indonezyjskiego, w którym czekają na nas dwa psy i ogród pełen kwiatów. 

Musimy sprostować — nie mieszkamy w luksusowych rezydencjach. Trzymamy się budżetu i wymagań funkcjonalnych. Prawdę mówiąc, szukamy domów raczej z niższej półki. Nasz entuzjazm dodaje im 50% uroku i być może część z was nawet nie zechciałoby w nich zamieszkać. Te domy są piękne, bo mają to COŚ, co nas kręci. Tę wyjątkowość, która nie ma ceny. A tak poza nią nie przeszkadza nam brak klimatyzacji, lekko zapleśniałe ściany, pająki za obrazem, brak pralki i telewizora. Prawdopodobnie, gdyby wszystkie one były odnowione i wymuskane na pięć gwiazdek, nie zwrócilibyśmy na nie uwagi. 

A kiedy już jesteśmy na miejscu, zamiast co rano wsiadać w autobus, by podróżować, my siadamy do komputera, idziemy do pracy, bierzemy się za odrabianie lekcji i robienie prania. Życie jak co dzień, tylko gdzieś w Nepalu, na Sri Lance, w Tajlandii, czy w Indonezji. 

W Polsce także mamy swój dom, ten z kredytem i mnóstwem gratów nagromadzonych w ciągu życia. Czasami zastanawiamy się po co to wszystko, czy za bardzo nam nie ciąży i zbytnio nie wiąże. I coraz bardziej cenimy te „małe” domy, choć do niektórych już nigdy nie wrócimy. To jednak nie umniejsza ich „domowości” i naszych względem nich uczuć. Może mamy trochę inne domowe potrzeby, niż większość ludzi? 

W każdym razie, choć może tak się zdawać, śledząc nasze historie, nigdy nie czuliśmy się jak ludzie bez domu. 

p.s. Wzięło mi się na te domowe rozważania, kiedy zastanawiałam się nad motywem przewodnim opowieści, jaką snuć będziemy w warszawskiej kawiarni „8 stóp”. Chyba będzie nią dom. Zapraszamy, jeśli chcecie usłyszeć więcej i pogadać.

 

Znajdź i ty swój dom na zimę!