Mamy. Znaleźliśmy. Z ogródkiem, tarasem, basenem, mnóstwem zieleni. Z dala od Bangkoku. W pobliżu Chao Phraya. Drewniany, na palach i w dodatku różowy.

Znalezienie domu dla rodziny to poważna sprawa. Nie mieliśmy WYGÓROWANYCH wymagań, ale mieliśmy POWAŻNE wymagania. W czym różnica? Nie szukaliśmy konkretnych wygód, ale domu w którym przyjemnie i swobodnie będzie się żyło, pracowało i uczyło. Do którego fajnie będzie wracać po kolejnych wojażach. W którym każdy znajdzie swój kąt. Który stanie się naszym domem, nie tylko miejscem do spania.

No i znaleźliśmy. U pewnej Australijki i jej męża Taja. Wynajmują kilka tradycyjnych tajskich domków, ukrytych wśród zieleni. Różowy wybraliśmy dla siebie. Nie wyobrażam sobie lepszego miejsca dla Marysi. Taras i mnóstwo zieleni dookoła. Mały basenik z delfinami. Jest gdzie biegać i gubić zabawki. Inne domki często wynajmują rodziny, będzie więc towarzystwo do zabawy i szkolenia angielskiego. A nasza gospodyni pracuje z dzieciakami w domu dziecka, co oznaczać może jeszcze więcej dzieci i… szkolenie tajskiego. No może trochę się rozpędzam, ale różowy dom trochę nas zakręcił.

Owe cudowne miejsce mieści się w Nonthaburi, pełnym kanałów mieście tuż obok Bangkoku. Całkiem niedaleko Chatuchaka – wielkiego rynku, parku i dworca autobusowego, z którego odjeżdżają autobusy do niemal wszystkich zakątków Tajlandii. Całkiem niedaleko przystani – stąd rzecznymi busami będziemy dostawać się do Bangkoku. Szybko, przyjemne, bez korków, wprost do centrum miasta. Może widoku na rzekę nie mamy, a do Seven Eleven trzeba się będzie przebiec, ale to nieistotne. Jesteśmy podekscytowani.

Być może kogoś zainteresuje, jak dom znaleźliśmy. Sposób to dobry, bo działa na całym świecie. Airbnb. Ten portal kiedyś już polecałam, bo często z niego korzystamy podczas wojaży zagranicznych, a ostatnio także polskich (w PL mało znany, choć ma już polską wersję). Za jego pośrednictwem prywatne osoby mogą wynająć potrzebującym pusty kąt. Wynajmują więc mieszkania, domy lub pokoje. Odpłatnie, jak w hotelu. Nie ma to nic wspólnego w couch surfingiem. Jednak tutaj masz niezależność i swobodę większą niż w hotelu oraz codzienne wsparcie gospodarzy, większe niż u najlepszego przewodnika.