Wulkany są cudowne. Nic tak nie ubarwia krajobrazu, jak one. Wielkie, wzniosłe, górujące na otoczeniem i groźnie pomrukujące. Takie są najlepsze. Taki jest Mayon.
Pamiętam dobrze mój pierwszy wulkan — El Teide na Teneryfie. Kilka razy wypożyczaliśmy samochód tylko po to, by jeździć w kółko po księżycowej krainie. Potem były cudowne wulkany w Gwatemali – Pacaya, na którą wdrapaliśmy się razem z malutkiem oraz wspaniałe trzy wulkany otaczające jezioro Atitlan. Filipińczycy mają to szczęście, że ze swoich wysp mogą patrzeć na wiele wulkanów, w tym na wielkiego i pięknego Mayona. Jego imię pochodzi od słowa „magayon”, co w lokalnym dialekcie oznacza piękny. Sięga niemal 2500 m n.p.m. i króluje nad okolicą. Widać go nawet z miasteczek oddalonych o 50 km od leżącego u jego stóp Legazpi. Uważany za wulkan idealny. Ale… czy to takie szczęście mieć jego wysokość Mayona pod nosem?
Na Filipinach jest 14 aktywnych wulkanów, a Mayon jest najbardziej aktywnym spośród nich. Ostatni wybuch w 2013 roku zastał w drodze na szczyt 3 turystów.
Na Filipinach jest 14 aktywnych wulkanów, a Mayon jest najbardziej aktywnym spośród nich. Ostatni wybuch w maju 2013 roku zastał w drodze na szczyt 3 turystów i ich lokalnego przewodnika. Wszyscy zginęli. Wcześniejszy wybuch w 2010 roku spowodował ewakuację mieszkańców, a popiół przykrył wszystko w promieniu 8 km. Gdy pomrukuje, ziemia drży. Często widać czerwieniejącą lawę, wylewającą się z krateru. Jeszcze częściej opary wydostające się ze stożka. Nikt nie zna dnia ani godziny. Nikt nie wie, kiedy znowu się odezwie. Wstawać co rano i móc spojrzeć na Mayona. Bezcenne. Niepewność co do dnia, w którym się obudzi. No nie wiem…
Na Mayona można się wspiąć. Nie na sam szczyt, ale mniej więcej do 1900 m n.p.m. Brzmi dobrze i mogłoby to być emocjonujące doświadczenie, jednak dla nas nieosiągalne z powodu… Marysi. To jedna z tych rzeczy, które dopisujemy do listy minusów podróżowania z malutkiem. Już kiedyś zastanawialiśmy się nad tym bilansem, nad plusami i minusami wspólnych podróży, bo nie ukrywamy, że są jedne i drugie. Fakt, że stoimy i patrzymy na Mayona zamiast na niego wchodzić, jest minusem. Treking trwa 2 dni, obozy znajdują się w terenie, warunki są dosyć trudne. Na rodzinne przeżywanie takiej przygody musimy jeszcze poczekać.
Co więc robić z malutkiem pod Mayonem? Po pierwsze patrzeć. Jeden z punktów widokowych to wzgórze Lignon, nieopodal lotniska. Najlepiej złapać trycykla i podjechać do wzgórza, potem zrobić „asfaltowy” spacer na szczyt. Niezbyt on wysoki, ale widok jest dobry. Po drodze atrakcje, z których my akurat nie korzystamy — linopark, wspinaczka po drzewach itp. Inny punkt widokowy na wulkan to Cagsawa. Znajdują się tutaj ruiny kościoła zniszczonego podczas erupcji 200 lat temu. Są pola ryżowe no i on, Mayon. A do tego stragany, pamiątki, naganiacze i 1000 plastikowych atrakcji. Z jednej z nich skorzystaliśmy — dwugodzinnej przejażdżki quadem po terenach wokół wulkanu. Trochę fanaberia, ale czuliśm potrzebę, by coś zrobić. Godzina w jedną stronę to jednak za krótko, by przybliżyć się do Mayona. Jeśli ktoś się zdecyduje proponujemy wybrać dłuższą trasę, 3 godziny w jedną stronę. Tego dnia, bez przygotowania, w pełny słońcu i z Marysią, nie zdecydowaliśmy się.
Mimo że dzień cały kręciliśmy się po Legazpi i z różnych stron robiliśmy podchody do Mayona, wulkan nie okazał się łaskawy. Cały czas skrywał się za chmurami. A kiedy następnego dnia wylatywaliśmy z miasta żegnał nas ulewnym deszczem.
Komentarze