Sobota to w Nepalu dzień świąteczny, taka niedziela właściwie (a niedziela to zupełnie jak roboczy poniedziałek). Tak więc zwiedzanie w sobotę placów, na które mieszkańcy chętnie wylegają w dni wolne, wydaje się kiepskim pomysłem. Mimo to zrobiliśmy sobie wycieczkę do historycznych stolic doliny Katmandu.
Do Patanu dotarliśmy w godzinach sobotniego szczytu. Centralny Durbar Square mienił się kolorami tłumów. Staruszkowie wygrzewają w słońcu swoje kości, kobiety w barwnych sari uwijają się wokół studni, młodzi romansują w cieniu starych świątyń, dzieciaki grają w zośkę, grupy młodych ludzi przesiadują na szczytach pagód, ktoś wlazł na dach, ktoś się zdrzemnął, ktoś gra na gitarze, obok przechodzi weselna orkiestra, a między nimi wszystkimi biegają turyści ze swoimi aparatami. Prawdę mówiąc, lekki amok panuje tutaj w sobotę i zdecydowanie jest na czym „zawiesić” oko i obiektyw. Wystarczy wspiąć się na najwyższy stopień wybranej pagody i rozkoszować się widokiem tętniącego placu.
Jeśli wpadacie do Katmandu na kilka dni, a nie kręcą was imprezy i sklepy na turystycznym Thamelu, rozważcie zamieszkanie w starej stolicy.
Centralny plac Patanu to doskonałe miejsce na obserwacje, ale warto pokręcić się po okolicy. Polecamy ucieczkę od tłumów w klimatyczne małe uliczki, także te wąskie i ciemne. Toczy się tam spokojne, codzienne życie. Znaleźliśmy ciekawie „brzmiącą” uliczkę rzemieślników robiących naczynia z mosiężnej blachy. Była też wyjątkowo „pachnąca” uliczka piekarzy od słodko-tłustych wypieków. Trafiliśmy nawet na plan filmowy romantycznego nepalskiego serialu — ona che odejść, on płacze, chce ją zatrzymać, ona nie chce itd. Warto zajrzeć w małe podwórka, do mniejszych świątyń, zjeść mo-mo z wielkiego gara lub w spokoju napić się dobrej nepalskiej kawy. I koniecznie zajrzyjcie do lekko oddalonej od centralnego placu Złotej Świątyni.
Nie ukrywamy, że kręcenie się bez mapy po dziwnych zaułkach lubimy najbardziej z całego zwiedzania. Z zasady jesteśmy mocno niemuzealni. Ale sam Durbar Square kryje wiele wartościowych zabytków, którym warto poświęcić uwagę. Od Pałacu Królewskiego po rozliczne świątynie, z których każda ma swoją bogatą historię. Patan (zwany Lalitput, czyli Miasto Piękna) to przecież jedno z najstarszych miast w dolinie (III lub IV w p.n.e.) i nie można mu odmówić uroku.
Jeśli wpadacie do Katmandu na kilka dni, a nie kręcą was imprezy i sklepy na turystycznym Thamelu, rozważcie zamieszkanie właśnie tutaj. Zwłaszcza, jeśli jesteście z dziećmi. Przyjemnych hotelików tutaj nie brakuje. Łatwiej też znaleźć spokojny zakątek, gdzie dzieci mogą pobiegać bez obaw, że porwie ich tłum lub ogłuszy klakson szalonego taksówkarza. Z drugiej zaś strony Patan położony jest zaledwie 5 km od turystycznego centrum miasta, do którego na upartego można się nawet przespacerować.
I jeszcze kilka praktycznych uwag. Za wstęp do Patanu należy uiścić opłatę — obecnie to 500 rupii. Nie uprawnia ona do wejścia do muzeum w Pałacu Królewskim. Dzieci nie płacą za wstęp. Taksówka z Thamelu powinna kosztować 300-400 rupii (10-15 minut).
Komentarze