Niedawno sięgnęłyśmy po pierwszą książkę filozoficzną. Pamiętacie? Lektura poszła całkiem sprawnie, więc pomyślałyśmy, że możemy pójść krok dalej. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia, których w Nepalu może tak bardzo nie celebrujemy, ale temat bóstw, świątyń i modlitw jest nam tutaj bliższy, niż gdziekolwiek indziej. Bo granica między sacrum i profanum, tak wyraźna w religii katolickiej, tutaj praktycznie nie istnieje.

Nepalczycy to w większości wyznawcy hinduizmu. ale także buddyści. To naród niezwykle religijny, a religia bardzo mocno przeplata się z życiem codziennym. Nie musimy wychodzić z domu, aby się o tym przekonać. Na ścianach wiszą obrazy przedstawiające hinduistyczne bóstwa, na kominku ich rzeźby i modlitewne różańce. W ogrodzie stoi mamy ołtarz, a każdego ranka budzą nas dzwonki. To Rekha, nasza gospodyni, zapala kadzidła, składa dary i dzwoni zanosząc modlitwy do swoich bogów. Religijne rytuały są tutaj wszechobecne, praktykuje się je nie tylko w świątyniach, ale też na ulicach, na podwórkach, przy szkołach i w parkach. Praktykuje się w każdej chwili, wystarczy przystanąć na chwilę z torbami pełnymi zakupów, pokłonić się i poruszyć dzwonkiem. Wszędzie znaleźć można małe buddyjskie stupy, modlitewne młynki, hinduistyczne ołtarze, posągi bóstw, drzewa czczone jako linga. Ulicami krążą święci mężowie sadhu. Modlitewne buddyjskie flagi rozwieszone są nie tylko wokół stup, ale też w knajpach, sklepach, na ulicach, w domach.

Na południu Nepalu znajduje się święte miasto Lumbini, uznawane za miejsce narodzin księcia Siddharthy, późniejszego Buddy. W tym miejscu rozpoczyna się historia naszej kolejnej lektury, czytanej w ramach cyklu PRZYGODY Z KSIĄŻKĄ.

„The Buddha”

Based on the teaching of Sirshree

Temat religijny okazał się nieco trudniejszy od filozoficznego. Zastanawiałam się dlaczego. Wszak czym jest religia, jeśli nie systemem filozoficznym. Tu jednak widać, jak ważny jest sposób podania tematu. Myślę, że właśnie tutaj pies pogrzebany. Nasza książka nie jest dla 5. latki. Wiemy jednak, jak wiele zależy od tego, kto czyta. Tak więc książka okazała się wyzwaniem przede wszystkim dla czytającej mamy. Tłumaczyć z angielskiego filozoficzne kwestie tak, aby były zrozumiałe dla dziecka, choć czasami samemu się ich nie rozumie.

Pierwsze rozdziały wciągnęły Marysię jak bajka. W miodem płynącym królestwie rodzi się książę Siddhartha. Zatroskany ojciec chce z niego zrobić mądrego władcę, jednak astrologowie przepowiadają mu inną przyszłość. Zamknięty w złotej klatce izolowany jest od wszystkiego, co mogłoby sprowokować głębszą zadumę — od chorób, śmierci, starości, smutku. Jednak każda złota klatka ma jakąś szczelinę i kiedy w ręce księcia spada raniony strzałą gołąb, w głowie Siddharthy zaczynają rodzić się pytania, które po kilku latach skierują go na zupełnie inną ścieżkę. Nie rządzenie ziemskim królestwem, ale poznawanie sens ludzkiego życia, absolutnej Prawdy oraz drogi do wiecznego szczęścia i duchowego wyzwolenia stało się celem jego życia. W tym momencie zaczyna trudniejsza część lektury.

Postanowiłam wykorzystać podejście znane z ostatniej filozoficznej lektury. Każda idea stawała się zaczątkiem do dyskusji, przeniesionej na znany Marysi codzienny grunt — przedszkole, podwórko, przyjaciele, zabawy. Po drodze było wiele trudnego tłumaczenia i odpowiadania na dziesiątki pytań. Do końca nie wiem, czy Marysia zrozumiała o co chodzi w medytacji, jak można przez wiele dni nie jeść i nie pić, co to jest świadome życie i życie w ascezie, na czym polega wyrzeczenie. Jednak czasami, w zupełnie niespodzianych sytuacjach, nawiązuje do usłyszanych historii, a więc pamięta, kojarzy i na swój sposób układa sobie w głowie. Rozmawiałyśmy o tym, jak bardzo inni wpływają na nasze życie i jak ważne jest wybieranie dobrych przyjaciół. Że przywiązanie do rzeczy i ludzi bywa powodem smutku. Że mniej często znaczy lepiej. Że kiedy jesteśmy dla kogoś niedobrzy, sami czujemy się źle. Że robiąc coś w życiu, trzeba poświęcać się temu w 100%.

A co najzabawniejsze, choć Marysia zna historię księcia Siddharthy, ciągle twierdzi, że Budda to kobieta.

Książkę ciągle sobie czytamy, bo to lektura na dłuższy czas. Ale przy okazji poszukałam czegoś dla nieco młodszych dzieci i po polsku. Na pewno będzie łatwiej sięgając np. do tej pozycji.

Taka jest oto nasza świąteczna lektura. Swoją drogą ileż tu podobieństw do biblijnej historii. Piękna królowa Mahamaya rodzi swego syna pod drzewem, w drodze do swojego rodzinnego domu, gdzie zgodnie z tradycją miała powić potomka. Dalej są uczniowie, są prześladowcy, są wyznawcy, są cudownie uzdrowieni, są przykazania, a zamiast ziemskiej śmierci mamy wejście w nirvanę. Czy czegoś Wam to nie przypomina?