Tegoroczne zimowanie wyglądać będzie nieco inaczej. Już nie leniuchujemy przez pół roku w jednym miejscu. Będziemy zmieniać nasze zimowe domy. Trzykrotnie. A przywitamy zimę w… Nepalu!

Jeszcze zanim opuściliśmy Azję w naszej głowie zaczęło kołatać pytanie, gdzie by tu przezimować za rok. Pomysłów było kilka:

  • Indonezja. Ale zima to akurat pora deszczowa, chyba zbytnio uprzykrzyłaby nam życie.
  • Malezja. Kuala Lumpur pokochaliśmy bardzo. Ale przecież już je znamy i nie jedną laksę tu zjedliśmy.
  • Indie. Marcin objechał je całe, a mnie do Indii jakoś nie ciągnie. Tutaj mogłabym najwyżej osiąść w Ladakhu. Ale nie pytaliśmy jeszcze co o Indiach sądzi Mary.

Przez głowę przemknęła nam jeszcze Mongolia, ale tam zima w tym czasie. No i kochany Wietnam, ale jako znany i objechany, zbytnio by nas rozleniwił.  Po odrzuceniu powyższych, prowadząc palcem po mapie coraz bardziej na wschód, dotarliśmy do Himalajów. Marzenie. Zawsze w mojej głowie z komentarzem „kiedyś dojadę”. Znacie te marzenia? Jakieś takie nierealne, aż trudno myśleć o ich realizacji. Jakby miały stracić urok, gdy nagle kupisz bilet. Ale właściwie dlaczego? Niby dlaczego nie?!

No to jedziemy. Jest meta w Katmandu. Piękny dom. Mam nadzieję, że z widokiem, a szczyty Himalajów będą się zapalać co rano nad naszym łóżkiem. Na pewno z kominkiem! Tego jeszcze nie mieliśmy w żadnym azjatyckim domu. Spędzimy tam dwa miesiące, święta i nowy rok. Będziemy kręcić się po ośnieżonych szlakach i zielonych dolinach, szukać najlepszych widoków na Himalaje, przymierzymy się do Annapurna Circuit, poszukamy nosorożców w Chitwan, spłyniemy niejedną rzeką, obejdziemy dziesiątki świątyń, odkryjemy ukryte bazary Thamelu, nie wiem co jeszcze… Ano tak, będziemy pracować, uczyć się, poznawać nowych znajomych i szukać przyjaznych dzieciom miejsc.

Plany się klarują. Jeśli macie dla nas jakieś podpowiedzi, podzielcie się!