A na koniec naszego zimowania, można powiedzieć, że tak jakby wrócimy do domu. Trochę się domowo czujemy w „naszym” Bangkoku, więc jakże moglibyśmy go ominąć!
Wrócimy do tego hałasu, smogu i amoku. Do tych uderzających zapachów, kolorów i smaków. Do kątów, które już tak dobrze znamy, ale cóż z tego?! Uwielbiamy je i z rozkoszą znowu je odwiedzimy. Co tu się powtarzać, już kiedyś wyjaśnialiśmy za co kochamy Bangkok.
Wrócimy też do naszego starego domku, choć już nie różowego — po naszym wyjeździe został przemalowany na zielono. Wrócimy do naszego basenu z delfinami. Do cudownego ogrodu pełnego jaszczurek i mangowców. A przede wszystkim wrócimy do naszych starych przyjaciół. Do Charliego i Raewyn, i ich wielkiej tajskiej rodzinki.
Czy opowiadaliśmy Wam, że niedawno nasi tajscy przyjaciele odwiedzili nas w Łodzi? Zakupili grube polary i odważyli się przyjechać. I chyba nie było tak źle. Polskich słówek uczyliśmy ich jeszcze w Azji, więc doskonale sobie radzili. Cieszyli się, że prysznica nie trzeba brać kilka razy dziennie. Uprawiali długie spacery między blokowiskami. Sumiennie testowali polskie i czeskie piwa. No i wszystko im smakowało! Pierogi były pierwszą rzeczą, jakiej chcieli spróbować (naoglądali się na na You Tubie). Zakochali się w polskiej kiełbasie i serach. A nasiona polskich pomidorów zamierzają posiać na azjatyckim grządkach. Ech, jakże miło powspominać rodzinne imprezki w ich ogrodzie.
To już za 5 miesięcy, po Nepalu i Sri Lance.
Komentarze