Niby domek na odludziu, ale sąsiadów co nie miara. Co chwila pojawiają się nowi. Dzisiaj na przykład wpadł ten pan. Nie proszony, ale przyjęliśmy go z radością. I zaskoczeniem.

Równie chętnie witamy przyjaciół gekony. Mogą wpadać całą rodziną, nawet liczną. Zawsze chętnie odstąpimy cały zapas komarów i much. Dosłownie od ust sobie odejmiemy. Lubimy też posłuchać ich tykających pogaduszek, zwłaszcza nocą. Rzecz w tym, że gekony są dobrze wychowane i nie narzucają się swoim towarzystwem. Czego nie można powiedzieć o innych, zwłaszcza tych nieustannie brzęczących nad uchem, choć nikt nie ma ochoty z nimi konwersować. W oknach i drzwiach mamy siatki, które jasno dają do zrozumienia, że nie są mile widziani. Ale wiecie jak to bywa z upierdliwymi gośćmi.

Co na to Marysia? Z wyjątkiem komarów i mrówek wszystkich sąsiadów chętnie przyjęłaby do domu. Nie zaskakuje jej widok jaszczurek ani gąsienic, czy innych robali.

Są także mrówki. Wszelkiej maści, rozmiarów i kolorów. Z nimi jest ten problem, że nie zjawiają się same. Potrafią sprowadzić na prawdę liczną ekipę. Na szczęście z reguły wolą zostać przed progiem. Kiedy więc spotykamy jakąś w domu, znaczy, że dowcipna była i postanowiła wleźć w klawiaturę podczas pracy w ogródku. Bo na zewnątrz jest ich mnóstwo. Chętnie z Marysią przyglądamy się, jak dwie mrówki usiłują przetransportować trzecią przez kamienie, suche liście i starą oponę na szczyt drzewa. Hipnotyzujące zajęcie.

Czasami, dosłownie przed twoim nosem, na cienkiej nitce potrafi spuścić się z drzewa tłusta, barwna gąsienica. Choć znam już ten ich zwyczaj, zawsze jestem zaskoczona. Gdy tylko dotknie liści rozwija się i spokojnie sunie dalej. Toleruję je tylko gdy są daleko. Choć są barwne i wykluwają się z nich cudowne motyle.

Mamy też kilku nieznośnych sąsiadów, mających zwyczaj budzić nas w środku nocy. Kiedy wpadają w dzień wszystko gra. One jednak uwielbiają skakać nocą na nasz blaszany dach. Wiecie jaki to dźwięk? Robią to chyba z najwyższej gałęzi drzewa, żeby nie było wątpliwości, że podskoczymy w łóżkach. To jacyś przyjaciele wiewiórek. Tylko szare z wielkimi puszystymi ogonami. Po drzewach skaczą niczym małpy.

Są też ptaki, które budzą nas co rano. Mnóstwo, mnóstwo, mnóstwo. Wnioskuję po dziesiątkach przeróżnych dźwięków, jakie wydają. Do nich przyłączają się piejące koguty. W nocnej wersji tej symfonii, koguty zostają zastąpione cykadami i konikami. Co za muzyka. Rzadko członków tej orkiestry widujemy, ale to chyba lepiej. Za to posłuchać ich jest bardzo miło. Czasami przyłączają się jeszcze żaby i ropuchy. W końcu mieszkamy przy kanale. Czasami żaby wskakują do basenu, wtedy biegniemy im na ratunek. A skoro jest woda są i ryby. Którejś nocy usłyszeliśmy niesamowite pluski. Liście z drzewa nie spadają z taką siłą. Latarka w rękę i sprawdzamy, no bo jeśli to wąż…? A to ryby całkiem pokaźnych rozmiarów skakały po robaka. Oprócz tych większych są jeszcze maluchy w stylu głupików. Marysia lubi, jak podgryzają jej dłonie.

Co na to Marysia? Z wyjątkiem komarów i mrówek wszystkich sąsiadów chętnie przyjęłaby do domu. Nie zaskakuje jej widok jaszczurek ani gąsienic, czy innych robali. Chętnie podchodzi i przygląda im się z bliska. A gekony uwielbia. Smuci się tylko, że żaden z tych sąsiadów nie nadaje się do przytulenia. Ani też żaden nie jest zainteresowany zbudowaniem dla niego wypaśnego domku.

W sąsiedztwie mamy jeszcze psa. Spokojny, rudy staruszek. Za stary do szaleńczej zabawy z Mary.