Przybyliśmy, jesteśmy i żyjemy. Choć jeszcze nie w ostatecznym kształcie i nie w ostatecznym składzie. Bo początki naszej podróży są nieco pokręcone.Jak przywitał nas Bangkok po niemal dwóch latach rozłąki? Deszczem, wilgocią, hałasem i paraliżem w centrum miasta. Od kilku dni trwają antyrządowe zamieszki, które ściągnęły na ulicę demonstrantów z całego kraju. Wiece i ogniste przemowy trwają całe dnie i całe noce. Ulice stały się tymczasową sypialnią dla tysięcy demonstrantów.

Mary siedzi z dziadkami, ale już za tydzień wracam po nią do Polski, by za chwilę przyjechać ponownie, prosto do naszego różowego domku.

Tymczasem kilkaset metrów dalej, na słynnej Khaon San życie toczy się jak gdyby nigdy nic. Inny świat, oaza dla tysięcy backpakersów, sexturystów i innej maści podróżników. Tutaj mogą bezpiecznie odciąć się od codziennych problemów Tajlandii i skupić na rozrywkach, po które przyjechali. A w tym temacie wszystko po staremu – jedzenie, picie, głośne bary, wycieczki na Patpong, uliczne zakupy itd. Nic się nie zmieniło poza tym, że wszystkiego jest więcej. Na szczęście krańcówka Rambuttri, gdzie zazwyczaj się zatrzymujemy, pozostała cichym zakątkiem. Knajpy, w których lubimy bywać, ciągle istnieją i utrzymały poziom, a turyści nadal od nich stronią.

Pewnie dziwicie się co my robimy w centrum Bangkoku. Co z naszym domem i gdzie jest Mary? No więc wyjaśniam. Pierwszy etap podróży jest wizytacyjno-organizacyjny. Przyjechaliśmy z przyjaciółmi. Za chwilę zawitamy do Hong-Kongu. Mary siedzi z dziadkami, ale już za tydzień wracam po nią do Polski, by za chwilę przyjechać ponownie, prosto do naszego różowego domku. Brzmi skomplikowanie, ale do ogarnięcia.

Ale nasz domek widzieliśmy, a jakże! Odwiedziliśmy go, by zostawić tam część rzeczy. Na prawdę jest różowy. Jest większy niż na zdjęciach. Ma rozległy taras, który chyba będzie ulubionym miejscem pracy Marcina. Wokół mnóstwo zieleni i miejsca na plac zabaw dla Marysi. Tuż obok świątynia i mały ryneczek z gar kuchniami. Ten widok strasznie nas ucieszył. Soi (boczna uliczka) jest bardzo spokojny i zielony. Prowadzi do hałaśliwej, buzującej życiem, wielopoziomowej ulicy, z której dostaniemy się łatwo do Bangkoku i ostatniej przystani na Chao Praya.

Stojąc tak sobie w tej pięknej okolicy westchnęliśmy na myśl o tym, jak ciężko będzie nam za te pół roku wyjeżdżać…