Miasta są fascynujące. Im większe, tym bardziej. Są jak złożone organizmy, jak olbrzymie twory, jak skomplikowane maszyny lub fascynujące rośliny. Hong Kong jest wśród nich wyjątkowy.

To miasto pnące się do nieba. Nie tylko w Downtown, jak to zazwyczaj bywa. Hong Kong pnie się do nieba w każdym swoim calu, od samego centrum po najdalsze krańce i najbardziej odległe dzielnice. Patrząc na niego z lekkiego dystansu, najlepiej z przeciwległego wybrzeża zatoki, można pomyśleć, że Hong Kong jest tego nieba bardzo blisko. Robi wrażenie, gdy patrzy mu się prosto w oczy. Olbrzymi. Dumny i wyprostowany. Jakby udawał świętego, ze świecącą łuną smogu zawieszoną nad drapaczami niczym aureola. Jednak podchodząc bliżej i bliżej, a wreszcie zanurzając się we wnętrzności tego molocha, widzimy że jest on tak samo blisko nieba, jak każde inne miejsce na świecie.

Patrząc z zewnątrz możemy podziwiać jego potęgę. Patrząc od środka widzimy jego bebechy. Głośne, gorące, dymiące, parujące, przepełnione zapachami, zabiegane, zapatrzone przed siebie.

Patrząc z zewnątrz możemy podziwiać jego potęgę. Patrząc od środka widzimy jego bebechy. Głośne, gorące, dymiące, parujące, przepełnione zapachami, zabiegane, zapatrzone przed siebie. Klimat tętniącego życiem molocha czuć na czystych ulicach City, wypełnionych tłumem odprasowanych białych kołnierzyków, na wąskich uliczkach Soho z gwarnymi europejskimi knajpami zawładniętymi przez ekspatów, na ekskluzywnych alejach Kowloonu z tłumem wypięknionych zakupoholików, na tłocznych bazarach gdzie sprzedają wszystko, co przyjdzie do głowy, na zatłoczonych ulicach Cantrala, na blokowiskach z milionami małych klitek i jeszcze mniejszych okienek, na zawieszonych w powietrzu przejściach, które łączą te światy. Zadzierając głowę przypominamy sobie o jego niebiańskich aspiracjach.

By ponownie wydostać się z bebechów miasta wystarczy wjechać na Victoria Peak. I znowu ujrzymy jego powalającą potęgę. Widok z góry robi jeszcze większe wrażenie. Mimo że każdy zna ten widok gdzieś ze zdjęć lub telewizora, „OHHHH” mimowolnie wydobywa się z gardła.

Jest jeszcze jedno. To miasto mówi. Non stop, bez ustanku wydaje z siebie potężny, niski dźwięk. Trochę warczenie, trochę mruczenie i pochrząkiwanie. Nie jest to jednak nieprzyjemna kakofonia, to raczej eufonia dźwięków. Jeśli komuś ten dźwięk nie odpowiada to ma pecha. Od niego się nie ucieknie.

Hong Kong to dumne miasto. Tak samo jak jego mieszkańcy. Wszyscy i każdy z osobna grają ważną rolę – sprawiają, że moloch działa i jeszcze bardziej pnie się w górę. W każdym miejscu, w każdej dzielnicy, na każdej ulicy. Jak dla mnie to fascynujące miejsce.