Cieszymy się, że wreszcie przyszła złota i słoneczna jesień. I cieszymy się, że spędzamy ją jeszcze w Polsce. Takich kolorów i zapachów nie ma pod każdą szerokością geograficzną.

Dni takie, jak ostatnie są cudowne. Powietrze pachnie palonymi liśćmi, poranki pachną mrozem, powietrze brutalnie orzeźwia, słońce świeci mgliście, drzewa się złocą, a ludziom nie przeszkadzają liście na głowie. Większość z tych rzeczy, a może nawet wszystkie, są nieosiągalne w Azji. Na pocieszenie mogę pomyśleć, że i tutaj stan ten jest krótkotrwały. Dlatego taki cenny i wart późniejszego wyjazdu.

Ale jesienna aura to nie wszystko. Październik to miesiąc festiwalowych przyjemności. Przynajmniej w Łodzi. Festiwalowa zawierucha już ruszyła. Za nami festiwal komiksu (wg. Mary chomiksu), właśnie ruszył festiwal filmowy Se-Ma-Fora, czekamy na festiwal światła, festiwal designu, sound edit, a dla zainteresowanych jest także fasion week. Dzieje się tyle, że szkoda wyjeżdżać. Tylko raz popełniliśmy ten błąd, kiedy to zamiast jesiennych przyjemności wybraliśmy Wietnam.

Tym razem korzystamy ile się da. Jest pięknie i jest co robić. Brodzimy w liściach, zbieramy liście, rzucamy się liśćmi, nie przepuszczamy kasztanom ani grzybom. Spotykamy starych znajomych, dogadujemy niezamknięte tematy, robimy listy spraw. I tak to jesiennie przygotowujemy się do spędzenia zimy w klimacie gorącego lata, by wrócić tutaj na wiosnę.