Pytacie, co my w tej Azji będziemy robić. Zasadniczo to samo co w Polsce, tylko trochę inaczej.

Będziemy pracować.

Jakoś trzeba się utrzymać. W Azji może i jest tanio, ale nie darmo. Historie o życiu za kilka złotych dziennie trzeba już schować do lamusa. Azja szybko nauczyła się, jak wyciągnąć kasę od turysty. Tak więc biuro – w postaci komputera – pakujemy do plecaka. Dodatkowe akcesoria zakupimy na miejscu. Czy coś się zmieni w porównaniu z pracą w Łodzi? Na razie dwie różnice przychodzą mi do głowy:

  • podczas pracy pot może kapać z czoła
  •  kiedy w Bangkoku dzień pracy się skończy, w Polsce będzie w rozkwicie, a w Stanach będzie się dopiero zaczynał – ogarnięcie trzech stref czasowych może być wyzwaniem

Ja do swojego biura zabieram jeszcze komplet obiektywów i statywy. Myślę, że z takim wyposażeniem z głodu nie zginiemy. Chyba nie muszę wychwalać zalet mobilnej pracy? Dzięki niej, możemy zrobić to, co właśnie robimy.

Będziemy się uczyć.

Ten punkt właściwie dotyczy Marysi. Języki, kultura, jedzenie, ludzie… Dużo nowych rzeczy do pochłonięcia. Śmiem twierdzić, że znacznie więcej niż w Łodzi. Jeszcze tylko nie wiemy w jakiej formie – przedszkole, uczymy się sami, czy szukamy innych sposobów?
Bez wątpienia będziemy korzystać z codziennych przyjemności życia.

Będziemy jedli!

Oj będziemy! Tego nie możemy się doczekać. W tym temacie nawet nie próbujemy porównywać się do Łodzi. Na pewno będzie więcej smaków, więcej ostrości, więcej kolorów, więcej zapachów, więcej jedzenia na ulicy. Na pewno też pewnych smaków zacznie nam brakować. Mi na ten przykład serów, deserów i dobrego krwistego steka.

Będziemy spotykać się z ludźmi i wychodzić do miasta.

Tylko zamiast tonąć w błocie na Piotrkowskiej będziemy tonąć w tłumie ludzi na Rambuttri.

Będziemy wybywać na spacery i wycieczki.

Pobliski park zamienimy na park Lumpini, a latawce będziemy puszczać na Sanam Luang. I jakoś przeczuwam, że psich kup ukrytych w trawie nie będzie nam brakowało.

Będziemy robić zakupy.

Manufakturę zamienimy jednak na Chatuchak Market, dzięki czemu Armani, Versace czy Vuitton staną się bardziej przystępni. Pożegnamy się z Żabką na rzecz Seven Eleven, a Panią Helenkę z warzywniaka pod domem zastąpi Pani z Isaanu. I obawiam się, że wybór owoców, warzyw, przypraw i przekąsek stanie się prawdziwym wyzwaniem.

No i wreszcie będziemy podróżować!

Z tą małą różnicą, że… na rajską plażę będzie kilka godzin drogi, a woda zawsze będzie ciepła, wycieczka do Kambodży czy Laosu to jak wypad na Słowację, od Filipin czy wysp Indonezji dzielić nas będzie kilka godzin lotu tanimi liniami.

Ech i co ja mogę jeszcze powiedzieć?