By zwiedzić Tikal zatrzymaliśmy się na kilka dni we Flores. To miasteczko na wyspie położonej na jeziorze Itza. Ostatni ośrodek cywilizacji Majów Itza, najdłużej stawiający opór Hiszpanom, dlatego też po zdobyciu praktycznie zmieciony z powierzchni ziemi. Wszystko w imię krzewienia jedynej prawdziwej religii.
Miasteczko urocze, choć mocno nastawione na turystów. Tak mocno, że trudno tu znaleźć dobre lokalne jedzenie – króluje spagetti i pizza. Zostało nam pić piwo.
Tutaj także usłyszałam coś, czego nigdy jeszcze nie słyszałam. Działo się to zawsze o wschodzie i o zachodzie słońca. Kojarzycie „Ptaki” Hitchcocka?
Do Tikal jest stąd 65 km. Dojeżdża się w 1,5 h mini busem. Kursują od chorych godzin porannych (dla tych, co pragną obejrzeć wschód słońca nad ruinami) aż do południa. Spakowaliśmy nosidełko i zebraliśmy się na 8.00. Moim zdaniem wystarczająco wczesna pora.
Ruiny rozrzucone są po sporym obszarze dżungli. Prawdzie tropikalnej dżungli – gorącej, wilgotnej, gęstej i zielonej. Jednak nie ma obaw, nie trzeba przedzierać się przez gęstwiny, wszystko przygotowane jest dla „zielonych” turystów – co jakiś czas miejsca do odpoczynku, toalety (czyściutkie!), można kupić wodę. Poszczególne obiekty są w dystansie 10-25 minutowego spaceru. Zapas wody trzeba więc mieć. Do tego koniecznie coś na komary – idąc przez dżunglę jest się jak świeże mięso. Natomiast raczej nie jest potrzebny krem na słońce, który zabraliśmy. Dżungla tak gęsta, że słońce nie dociera. Zabraliśmy też klasyka czyli wodę utlenioną w żelu (zazwyczaj w torbie). Tutaj biegania było sporo – trzeba było przyjrzeć się „autostradzie” mrówek mozolnie ciągnących listki, nazbierać patyków, poskakać przez wielkie korzenie, pogonić kolorowe ptaszyska itd. Niestety małpy nie były na tyle uprzejme, by nas uraczyć spotkaniem, ku niezadowoleniu Marysi skakały tylko po szczytach drzew.
No i wreszcie trzeba było wspiąć się na piramidy, by na szczycie, podziwiając widoki skonsumować banana. Przyszła też pora na drzemkę, co udało się zrobić w nosidełku na plecach taty. Spędziliśmy w Tikal 5 h. Moim zdaniem wystarczająco. Ruiny warto było zobaczyć, choć nie są tak monumentalne jak się spodziewałam.
Komentarze