Gwatemalskie chicken busy są piękne. Kolorowe, błyszczące, świecące – odpicowane na maksa. Przedmiot dumy swych kierowców, którzy na autobusowych dworcach z dumą otwierają maski i prezentują maszyny. A jak nie ma przed kim się chwalić to myją, czyszczą i polerują. A jak to wygląda od strony pasażerów? Nie jest źle.

W chicken busach jest sporo miejsca i z dzieckiem na dwóch siedzeniach można całkiem wygodnie przetrwać kilkugodzinna podróż. Przede wszystkim jednak są naprawdę zadbane. Siedzenia nie rozpadają się jak to bywało w Birmie, śmieci nie walają się pod nogami.

Te autobusy są naprawdę oczkiem w głowie swych kierowców.

Te autobusy są naprawdę oczkiem w głowie swych kierowców.Wielkim wyzywaniem jest jednak wsiadanie i wysiadanie. Zazwyczaj dzieje się to w biegu. Jest przystanek początkowy i końcowy, i tam jest komfortowo. Pomiędzy nimi przystanki są wszędzie tam, gdzie stanie potencjalny pasażer. Trzeba tylko mocno machać, by zostać zauważonym i liczyć, że kierowcy uda się nieco wyhamować. Wszystko może się dziać nawet na środku skrzyżowania. Gdy autobus hamuje zaczynamy biec, by ucelować w drzwi. Łapiemy się czegokolwiek i wskakujemy do środka. Uwaga, widząc zbliżający się autobus należy być już w stanie gotowości – plecaki i dziecko na rękach. Wejście do środka to połowa sukcesu. Kierowca nie daje szansy, by spokojnie zająć miejsce. Kiedy wszyscy wskoczyli daje gazu i pędzi dalej na bacząc, że rzuca nas na wszystkie strony, a dziecko wali głową w poręcz. Co gorsza trudno przedrzeć się do wolnych miejsc na końcu autobusu. Gwatemalczycy mają zwyczaj siadania możliwie najbliżej wejścia, wpychają się na trzeciego na siedzenia, stoją gdzieś pomiędzy. Przepchnąć się miedzy nimi gdy z tyłu plecak, a z przodu dziecko trzymające się niczym małpka jest cholernie trudno. Dobra rada to stosować ich metodę – siadać jak najszybciej gdziekolwiek, na pierwszych skrawkach wolnego miejsca, nie przejmując się wygodą innych. Trzeba zaznaczyć, że drogi są zazwyczaj górskie, mocno kręte, a kierowcy się nie oszczędzają. To nie ma nic wspólnego nawet z najbardziej brawurową jazdą po Alei Włókniarzy.

Shuttle busy są kilka/kilkanaście razy droższe, ale wcale nie wygodniejsze. Są to stare mini busy, w których miejsca jest znacznie mniej niż w chicken busie.

W temacie przemieszczania się niewątpliwie c.d.n.