Chiński Nowy Rok to wielkie wydarzenie wszędzie tam, gdzie żyje społeczność chińska. Rozproszeni po świecie Chińczycy aktywnie kultywują swoje tradycje, a Nowy Rok to w ich kalendarzu czas wyjątkowy. By tego doświadczyć najlepiej oczywiście być w Chinach, względnie w dużych Azjatyckich miastach, gdzie żyje chińska społeczność skupiona w Chinatown (chińskich dzielnicach). Na Bali chiński Nowy Rok jest niemal niezauważalny.

Na Bali trudno poczuć, że to Święto Wiosny. Jak to bywa, zadziałała historia, często bolesna dla chińskiej diaspory.

16 lutego 2018 rozpoczął się Rok Ziemistego Psa. Zgodnie z kalendarzem księżycowym, dzielonym na 12 lat zwierzęcych i 5 latach żywiołów, tworzących razem 60-letni cykl. Przygotowania do Święta Wiosny, bo tak zwany jest Nowy Rok, rozpoczynają się w chińskich domach od generalnych porządków. Trzeba odkurzyć każdy ciemny kąt i podnieść każdy ciężki przedmiot, bo właśnie tam lubią chować się złe duchy, które mogłyby odstraszyć fortunę. W Nowy Rok nie powinno się też wkraczać z długami i niezałatwionymi sprawami, więc porządki dotyczą też spraw życiowych. Uroczystym momentem jest wigilia Nowego Roku, którą Chińczycy spędzają w rodzinnym gronie, przy suto zastawionym stole. Po kolacji puszcza się sztuczne ognie, które odstraszają złe duchy, potem rodzina udaje się do świątyni na wspólne modlitwy. W Nowy Rok króluje czerwień, która ma moc… oczywiście odstraszania złych duchów. Zakłada się nowe ubranie właśnie w tym kolorze, domy dekoruje się czerwonymi latarniami, ramy okien i drzwi maluje się na czerwono. Najbliższych obdarowuje się prezentami w czerwonych pudełkach, a dzieci dostają od starszych czerwone koperty z pieniędzmi, zwane hong bao, wróżbę dostatniego życia i bogactwa w przyszłości.

By w pełni poczuć wagę tego święta, najlepiej zostać zaproszonym do chińskiego domu. Nie każdy ma taką możliwość, więc warto chociaż odwiedzić którąś z chińskich restauracji, organizujących wystawne noworoczne kolacje. My najbardziej czekamy na „noworoczną ulicę”. Na ulicach Chinatown odbywa się prawdziwy karnawał. Już kilka tygodni wcześniej zaczyna się robić czerwono – czerwone ubrania, czerwone lampiony, czerwone koperty i inne noworoczne gadżety zalewają sklepy i bazary. Wszyscy żyją przygotowaniami. Ale najważniejsza jest noworoczna parada, najgłośniejsza i najbarwniejsza uliczna impreza, jaką znamy. Najlepiej wspominamy te w Bangkoku – czerwień aż bije po oczach, muzyka ogłusza, zapachy jedzenie zniewalają, do tego fajerwerki, przebierańcy, pokazy tańców i sztuk walki, no i oczywiście taniec smoka Barongsai.

W ubiegłym roku spędzaliśmy Chiński Nowy Rok w Phnom Penh i tam było znacznie skromniej. Barongsai pojawił się tylko tam, gdzie zaproszono go ku frajdzie dzieci. W tym roku jesteśmy w Indonezji i tutaj, na Bali, właściwie trudno poczuć, że to Święto Wiosny. Jak to bywa, zadziałała historia, często bolesna dla chińskiej diaspory. Od 1967 roku publiczne obchodzenie chińskiego Nowego Roku oraz celebrowanie chińskich zwyczajów było w Indonezji zakazane. Dopiero po upadku reżimu Suharto polityka dyskryminacji zmieniła się. Od 2002 roku Chiński Nowy Rok to święto państwowe i dzień wolny dla wszystkich. Znak szacunku dla Indonezyjczyków chińskiego pochodzenia, choć stanowią zaledwie  3-5 % tutejszej społeczności. Mimo tych zmian większość Chińczyków czuje się bardziej komfortowo, celebrując swoje święta w domowych zaciszach. Wielu podróżuje z rodzinami do Singapuru lub Hong Kongu. Imlek, bo tak nazywa się tutaj Chiński Nowy Rok, to czas spotkań z rodziną, składania sobie życzeń, wspólnych modlitw. Barongsai nie tańczy na ulicach, czerwonego koloru jak na lekarstwo, zaś buddyjskie świątynie giną w gąszczu hinduistycznych. Ale jeśli któraś znajdzie się na waszej drodze, na pewno jej nie przeoczycie. Bardzo różnią się od tradycyjnych balijskich. Będąc w okolicach w okolicach Ubud polecamy odwiedzić świątynię Vihara Amurva Bhumi. Trudno ją przeoczyć, bo poraża kolorami, zapraszając do środka. Położona w ciekawym miejscu – z dala od miasta, na urwisku, przy rzece z wodospadem, pod dwoma mostami. Po odwiedzeniu świątyni można zaszyć się wśród zieleni. Udałyśmy się tam z Marysią podpatrzeć noworoczne zwyczaje i choć miejsce to piękne, wróciłyśmy nieco zawiedzione. Liczyłyśmy chociaż na taniec Borongsai. A przy okazji odkryłyśmy, gdzie wyrzucane są świątynne śmieci – wprost do rzeki. Ach to nasze Bali…

Zapamiętajcie ten dzień i jeśli planujecie wizytę w Azji na przełomie stycznia i lutego zaplanujcie swoją trasę tak, by znaleźć się w dobrym miejscu na celebrowanie Chińskiego Nowego Roku. Jeśli nie w Chinach, to może w Bangkoku, Singapurze, Kula Lumpur lub Hong Kongu. Tutaj, w chińskich dzielnicach, będziecie mogli doświadczyć Nowego Roku w pełnej krasie. I gwarantujemy, że będzie to niezapomniane widowisko.