Dom na Bali
Bali budzi skrajne uczucia. Jedni zakochują się od pierwszego wejrzenia, inni od pierwszej chwili nienawidzą. Jak zwykle wszystko zależy od okoliczności i tego, gdzie pierwsze spojrzenie padło. Z nami też tak było, że miłość do wyspy rodziła się w bólach. To tutaj całkiem naturalne. Pamiętajcie tylko, kiedy już wylądujecie, że nic nie jest czarno-białe.
Bo co my tu mamy? Piękna natura i tony śmieci. Przyjaźni Balijczycy i pospolici naciągacze. Błogi spokój i korki ze spalinami. Wyjątkowa kultura i turystyczne badziewie z Chin. Na Bali jest to wszystko. Jeśli na dzień dobry trafimy na te drugie, to rzeczywiście kiepski obrazek. Ale pierwsze wrażenie bywa zwodnicze. Warto dać drugą szansę, poświęcić więcej czasu i włożyć trochę wysiłku w to, by przekonać się jak jest naprawdę. Nie wszystkim się chce i ci zazwyczaj wyjeżdżają pełni żalu.
My zaś na przereklamowanym Bali znaleźliśmy swój dom. Daleko od sławnych balijskich plaż, bo naszym zdaniem nie zasługują na tę sławę. Daleko od sławnych kurortów, bo kto chciałby mieszkać wśród imprezujących Australijczyków. Wybraliśmy miasto, które zrobiło na nas fatalne pierwsze wrażenie. Było jak Krupówki. I prawdę mówiąc Ubud jest jak Krupówki. Znajdziecie tu napastliwych taksówkarzy, nachalnych sprzedawców, naciągaczy, tłumy turystów, wieczne korki, hałas, spaliny i śmieci. Ktoś chciałby tu zamieszkać?
Prawdę mówiąc wielu. To ci, którzy wzięli drugi oddech i zboczyli z utartego szlaku. Bo już w bocznej uliczce lub za zakrętem zaskoczy was inny świat. A jeśli nie przeszkadza wam pot na karku idźcie jeszcze dalej, a gwarantuję, że się zakochacie. Właśnie tam dalej znaleźliśmy swój dom. Nie tak znowu łatwo, były poszukiwania i przeprowadzki.. Bo nie wszędzie tylko zieleń i cisza, są miejsca głośniejsze, brudniejsze, industrialne. Ale im bliżej gór, tym lepiej się czuliśmy. No i jest. A za każdym razem, gdy budzimy się rano i patrzymy przez okno myślimy sobie „Rany, w jakim zaj…m miejscu mieszkamy!”.
Dom wśród ryżowych pól, w zieleni i ciszy. Czasami bywa głośno, ale to przez żaby, gekony, piejące koguty, psy sąsiadów, odgłosy z pól i dżungli. Dom fantastycznej balijskiej rodziny (a to ważne, by trafić w dobre ręce), który przyjęliśmy z całym bagażem jego balijskości – przesadnymi zdobieniami, ceremonialnymi parasolami, domowymi świątyniami, codziennymi wizytami Made, Teji, Putu, Ibu i składaniem ofiar pod drzwiami, przy stole, obok krzesła i na skuterze. Są sąsiedzi, z którymi uczymy się rozmawiać w ich języku, rozumieć ich zwyczaje i z uśmiechem odpowiadać na kolejne pytanie dokąd idziemy, co będziemy dzisiaj robić i jak liczną mamy rodzinę. Nie, nie są wścibscy. Taki tu zwyczaj. Przywykliśmy do notorycznie zablokowanych dróg, bo notorycznie odbywają się gdzieś ceremonie. Ciągle uczymy się obsługiwać nasz dom, by nie zjadła nas dżungla. Co rano wymiatać zdechłe owady (to nieustający proces), co tydzień wietrzyć szafy (bo wszystko pleśnieje), zamykać pokoje, gdy zbliża się nalot wieczornych owadów z pól (atakują setkami, by po godzinie wyzionąć ducha i pokryć wszystko wielkimi skrzydłami), nie pozwalać innym owadom budować gniazd na meblach (robią to w jeden wieczór), zanim zamkniemy drzwi przed snem upewniać się, czy nietoperz nie wleciał do pokoju, co jakiś czas sprawdzać, czy palma nie urosła na tyle, by zerwać kabel z Internetu, patrzeć przed snem, czy gekon nie narobił do łóżka… Dziesiątki rzeczy, o których w innym miejscu byśmy nie pomyśleli. One składają się na nasz dom.
Jasne, że nie wszystko jest piękne. Kiedy najgłośniej klniemy? Patrząc na masy śmieci, które w porze deszczowej zatykają kanalizację, wylewają się na ulice, pokrywają plaże. Takiego Bali nikomu nie życzymy zobaczyć. Pojawia się coraz więcej inicjatyw z tym walczących, dzieciaki uczą się w szkołach zmiany podejścia, ale nadal Zero Waste to pojęcie tutaj obce. Trochę klniemy na balijskie psy włóczące się po ulicach lub koty podrzucane pod domy. Niby nigdy nie są bezpańskie, wioska się nimi opiekuje, w tym także rozdaje „potrzebującym”. I tak pod naszymi drzwiami znaleźliśmy kota, który oczywiście już z nami został. Dobrze, że w tym temacie też pojawia się wiele pomysłów na leczenie, szczepienie i sterylizowanie. Gdy musimy zjechać do centrum miasta też trochę klniemy – na turystów oraz zachłannie sączących ich krew Balijczyków. Dlatego wybaczcie, ale… miło było, gdy Agung sprawił, że wszyscy uciekli. No właśnie, jest jeszcze wulkan. I to nie jeden, ale na ten jeden zerkamy z największym przejęciem. Nie z obawą, ale z szacunkiem i pokorą. Bo to żywioł, jakiego rzadko ma się okazję podglądać. Dowód na nierozerwalny związek człowieka z naturą i przewagę natury nad nami. Zerkamy z niecierpliwością, czekając na kolejną erupcję, która wiemy, że nastąpi. Są jeszcze trzęsienia ziemi, budzące nas o świcie. Jest pora deszczowa, zalewająca wszystko na długie godziny lub dni. To wszystko również składa się na nasz dom.
Czy Bali jest przereklamowane? Naszym zdaniem tak. Bo tego, co pokazują foldery reklamowe zazwyczaj nie znajdziecie. Ale znajdziecie znacznie więcej. Tego, czego nikt nie pokazuje. Ale możecie o tym przeczytać u nas…
9 comments
Absolutnie fantastyczne to Wasze Bali <3
nooooo :). my jesteśmy zakochani. na razie jest dobrze. nawet bardzo.
Lece na Bali 3 Marca. ❤️ Bede w Ubud I Seminyak w sumie tydzien. Boje sie ze sie rozczaruje ..
hej Weronika, przede wszystkim luz, relax i niczego się nie bój :)! skoro będziesz tu tylko tydzień to szkoda czasu na stresy. a takim układzie kluczowe chyba jest dobre wybranie miejsca do zamieszkania/hotelu, żebyś każdego dnia na dzieńdobry mogła widzieć tę piękną stronę Bali. to już cię nastawi odpowiednio :).
Witam, Chcemy z 6 letnią córka polecieć na Bali. To będzie pierwsza nasza podróż poza Europę. Mam pytanie odnośnie szczepień. Czy Państwo szczepiliście siebie i Marysię? Czy wyjazd bez szczepień jest nierozsądny? Z racji problemów poszczepiennych nie chcemy szczepić a marzymy o podróżach. Z góry dziękuje za odpowiedź i pozdrawiam
witajcie,
wybaczcie, że was odeślę do naszego starego artykułu, ale zasadniczo nic się w temacie nie zmieniło: http://marywplecaku.pl/2013/01/zdrowie-w-apteczce.html
jednym słowem, na Bali nie grozi wam wiele więcej, niż w Europie (oczywiście w temacie chorób, przed którymi można zabezpieczyć się szczepionką). jeśli więc podróżując po Europie nie boicie się np. braku szczepienia na tężec, to dlaczego Bali ma zmienić wasze podejście. prawdopodobieństwo zachorowania jest takie samo, wypadki zdarzają się wszędzie. cała różnica w tym, że lądując w szpitalu w obcym kraju, lepiej pewne kroki mieć już za sobą. malaria Bali nie dotyczy. przed dengą się nie zabezpieczycie inaczej, niż chroniąc się przed komarami. co jeszcze… wścieklizna? są małpy, są psy. ale w razie wypadku zaszczepicie się łatwo i szybko na miejscu. nic innego nie przychodzi mi do głowy. najważniejsze, w co musicie się zaopatrzyć, to zdrowy rozsądek :). no i oczywiście ubezpieczenie! w to przede wszystkim bym zainwestowała.
Dziękuję za odpowiedź. Chodzi mi przede wszystkim o dur brzuszny i żółtaczkę. Mam świadomość, że nawet w Polsce może się wszystko przydarzyć jednak w Azji jest inna flora bakteryjna i standardy higieniczne. O aspekt żywienia mam zatem największe obawy. Wy się szczepiliście a to daje z pewnością jakiś komfort psychiczny. O ubezpieczeniu nie zapomnimy. Pozdrawiamy serdecznie
Mam nadzieję, że zdążyliście się Państwo zaszczepić. Brak szczepień jest bardzo nierozsądny. Jest tu inna flora bakteryjna, nie zaleca się picia wody z kranu (balijczycy zazwyczaj gotują w czajnikach również wodę butelkowaną). Nawet płukanie zębów po myciu wodą z kranu może spowodować zarażenie. Szczepienia przeciwko wzw powinny zostać wykonane (nie tylko wzw A, ale obowiązkowo również B i C). Dur brzuszny również. Dodatkowo o ile po kontakcie z chorym na wściekliznę zwierzęciem czy zabrudzeniem rany (tężec) można podać szczepionkę, o tyle na inne choroby nie ma tu ratunku. Niestety o ile Indonezja to piękny kraj, to poziom ochrony zdrowia nadal pozostaje daleko poza standardami europejskimi… Ludzie umierają tu na choroby, które u nas praktycznie nie występują (np. Polio)… Dlatego zachęcam do uzupełnienia wszystkich zalecanych szczepień i nie tracenia czasu i nerwów podczas urlopu.
Pozdrawiam serdecznie
Pani Barbaro, bardzo dziękujemy za troskę i rady. Polecam je również naszym czytelnikom! Zwłaszcza rady szczepionkowe. Jednak nie tylko przed urlopem, ale i w czasie codziennego życia w PL czy innym europejskim kraju. Bo zagrożenia w związku z niezaszczepianiem się istnieją wszędzie, nie tylko w tropikach.
Nie generalizowałam bym tak bardzo tematu standardów służby medycznej. W wielu azjatyckich krajach spotkaliśmy się ze standardami, do których wielu polskim placówkom daleko. Szczęśliwie na Bali nie mieliśmy poważniejszych potrzeb, by ze służb medycznych korzystać, więc nie chcę udawać eksperta. Przeziębienia, ugryzienie, skaleczenie, ból zęba – takie rzeczy się działy i wszystko działo się na odpowiednim poziomie. Należy rozróżnić tutejszą publiczną i prywatną służbę zdrowia. Jak obcokrajowcy z ubezpieczeniem korzystamy z tej drugiej, która daleko odbiega od służby publicznej (ale skąd my to znamy). Trzeba też wspomnieć o fakcie, że Indonezyjczycy raczej nie mają ubezpieczeń zdrowotnych, że na wiele kwestii zdrowotnych patrzy się nadal przez pryzmat kulturowy, że Indonezja długa i szeroka, a kwestie te mogą być niesamowicie inne w różnych jej zakątkach. Bali czy Jawa, to akurat dosyć komfortowe na tle innych wysp strefy.
Zaś co do kranówki… Przyznam, że kranówkę to pozwalamy sobie pić tylko w Łodzi (podobno mamy najlepszą w Polsce :)). Za to gotowanie wody mineralnej wydaje mi się lekką przesadą i nie spotkałam się z tą praktyką u żadnego Balijczyka. Do mycia, płukania itp. używamy wody w kranu. Ale podobno przezorny zawsze ubezpieczony :). My jesteśmy zwyczajnie rozsądni.