Szwedzka literatura dla dzieci to zawsze wyzwanie. Szwedzka książka dla dzieci o świętach to zapach czegoś intrygującego. Może zobaczymy drugie dno Świąt, może obnażona zostanie tajemnica brodatego Mikołaja? Ale zapewne zobaczymy coś ponad kolorowymi światełkami, pachnącymi choinkami i górami prezentów…

„Święta dzieci z dachów” Martena Sandena i Liny Boden, wydane w Polsce przez Zakamarki, zaczynają się jak szwedzki klasyk. Poznajemy trójkę uciekinierów z domu dziecka. Odnajdujemy ich w zatłoczonym Sztokholmie, zagubionych na kolejowym dworcu. Samotnych i głodnych, wśród tłumu pędzących gdzieś i zapatrzonych przed siebie ludzi. W tej bezkształtnej i anonimowej masie, nasi mali bohaterowie spostrzegają jedną osobę – bezdomnego. Staruszka, który zapomniał, kim jest. Całkiem dobry początek, jak na wilijną powieść. Tutaj też zawiązuje się akcja opowieści – dzięki dzieciom bezdomny staruszek może odzyskać pamięć, jednak muszą tego dokonać w ciągu 24 dni. Mamy więc 24 rozdziały, lekturę na każdy grudniowy wieczór aż do Wigilii. Każdy rozdział można by wpiąć do adwentowego kalendarza. Czyż nie intrygująca to forma?

Jednak życiowe i realistyczne wątki z biegiem rozdziałów się ocieplają, a nawet zanikają. Życie zamienia się w bajkę. Realizm w magię. Magię świąt. Z wszystkimi jej atrybutami. Pojawia się sklep z zabawkami, śnieg i ryż z cynamonem. Robi się milej, bezpieczniej i przytulniej. Do akcji wkraczają elfy, latające renifery i Święty Mikołaj. Jest walka dobra ze złem, przypowieść o sile wiary i oczywiście happy end. I tak realistyczna opowieść zamienia się w bajkę o ratowaniu Świętego Mikołaja.

Osobiście czułam się rozczarowana, ale Marysi się podobało. Świąteczna magia ją wciągnęła. Ale czy trudno się temu dziwić? Historia choć magiczna, wciąga ze szwedzką siłą. Autorzy wiedzą, jak snuć opowieść, a przede wszystkim, jak kreować bohaterów. Ci bowiem przykuwają największą uwagę, ich Marysia pamięta. Bynajmniej nie chodzi o Mikołaja. Jest tutaj wrażliwa i marząca o ciepły domu Stella, narratorka opowieści. Jest jej przyszywany braciszek Issa, chłopiec o tajemniczych mocach. Jest Margo, silna i uparta, pisząca listy do zaginionego w Afryce ojca i wytrwale wierząca w jego powrót. Pojawia się dobra dusza wszystkich samotnych i zmarzniętych dzieci – Miriam, ze swoim domem niczym dom dla lalek. Jest wreszcie nieco mroczna Pirania, przewodniczka i opiekunka naszych bohaterów, jedna z NICH. Dzieci z dachów. Tytułowi bohaterowie pozostają tajemniczymi postaciami tej opowieści. Nie dowiemy się kim są, dlaczego wybrali dachy, dlaczego unikają schodzenia na ziemię. Żyją w lekko odrealnionym świecie, ich cienie migają gdzieś między kominami, oni sami pojawiają się tylko czasami, niczym duchy – znienacka, zawsze w odpowiednim miejscu i momencie. Podobno zawsze są gdzieś obok. Anioły stróże?

Wygląda na to, że cały realizm prysnął właśnie wtedy, gdy dzieci weszły na dachy. Szare życie, zmartwienia i smutki zostały na dole. Zaś na dachach wszystko może się zdarzyć, tutaj dzieją się cuda, tutaj spełniają się świąteczne marzenia. Dzieci odnajdują rodziców i ciepły dom, a Mikołaj może wypełnić swoje bożonarodzeniowe przeznaczenie.

Koniec końców „Święta dzieci z dachów” to nastrojowa, poetycka opowieść o sile wiary i nadziei. Przepełniona magią świąt. Jeśli lubicie budować świąteczny nastrój w swoich domach, idealnie wkomponuje się w wasz grudniowy kalendarz. Do tego ciekawy format książki, elegancki płócienny grzbiet, barwne ilustracje i mamy idealny Mikołajkowy prezent!