Kolejna niezwykła opowieść dla dzieci. „Czy umiesz gwizdać, Joanno?” Ulfa Starka to napisana bez nadęcia historia o samotności, poszukiwaniu przyjaźni, o życiu i nieuchronności śmierci. Takie coś, to dopiero trzeba umieć napisać! Bo nie sztuką jest unikać trudnych tematów. Sztuką jest przedstawić je tak, by nie stały się tabu, by dzieci zrozumiały, że życie składa się ze spotkań i rozstań, z miłości i tęsknoty, ze smutków i radości.

Niemal 100 lat temu piosenka „Czy potrafisz gwizdać, Joanno?” była wielkim przebojem w niemal całej Europie. Nawet w Polsce, gdzie śpiewali ją Eugeniusz Bodo i Lucyna Szczepańska. Dziś melodia ta towarzyszy pewnemu staruszkowi, przywołując wspomnienia młodości i szalonej miłości do ukochanej żony Joanny. Jednak pewnego dnia w życiu staruszka pojawia się mały Bertil i piosenka nabiera nowego wymiaru.

Bertil nie ma dziadka, a bardzo chciałby mieć. Odwiedza więc dom starców, by tu go znaleźć. Swoją drogą, cóż to za straszna nazwa ten „dom starców”. Z Marysią nazywamy go „domem dziadków”. Więc w domu dziadków Bertil wpada na Nilsa. Połączyło ich jedno spojrzenie (oraz plastry, które każdy z nich miał przyklejone na brodzie) i od razu było wiadome, że są sobie pisani. Świeżo upieczony dziadek i jego samozwańczy wnuczek weszli w swoje nowe role z entuzjazmem. Rodzi się wyjątkowa przyjaźń. Wspólne spotkania, drobne przyjemności, sprawianie sobie niespodzianek. Bo czy nie tym polega bycie razem? Nils ofiarowuje Bertilowi latawiec. Nie byle jaki – z jedwabnej chustki, którą kiedyś podarowanej ukochanej żonie i krawata, otrzymanego od niej w prezencie. Bertil zaś urządza dziadkowi urodzinowe przyjęcie – zabiera go na nocną wycieczkę do sadu, by kraść czereśnie. Wie, że to najlepsze wspomnienie z młodości dziadka. Dziadek staje na wysokości wyzwania – wdrapuje się na drzewo, majta nogami, pluje pestkami i chowa się w krzakach przed wściekłym właścicielem sadu. Chyba sam nie sądził, że jeszcze kiedyś poczuje tę dziecięcą radość.

Tym razem wyzwanie staje przed Bertilem – zagwizdać dla Nilsa jego ulubioną melodię. Ale gwizdać Bertil nie potrafi. Potrzebuje wiele czasu i długich prób, by opanować tę trudną dla niego sztukę. Kiedy wreszcie się udaje i z radością biegnie do dziadka okazuje się, że ten właśnie umarł. „A ja nauczyłem się gwizdać i w ogóle!” szlocha zrozpaczony chłopiec. Mimo to zjawia się na pogrzebie Nilsa. Długo milczy poruszony. Wreszcie gwiżdże. „Czy umiesz gwizdać, Joanno?” rozbrzmiewa w całej kaplicy. Idealnie. Przejmująco. A potem idzie z przyjacielem puszczać jedwabny latawiec dziadka.

To opowieść niezwykła i wzruszająca. Bez nadęcia i moralizowania. To śmiech przez łzy. Napisana prosto, za to z niezwykłą siłą. Chyba dlatego Marysia ją bardzo polubiła i chętnie czytała. Jest to też doskonała książka do samodzielnego czytania. Stosunkowo krótka, pełna barwnych i równie prostych ilustracji Anny Hoglund, idealnych dla dzieci, którym jeszcze trudno skupić uwagę na samych słowach.

Kolejny piękny klasyk szwedzkiej literatury i kolejna obowiązkowa pozycja wydawnictwa Zakamarki.