W pokoju Leona Marysia znalazła magiczną półkę z książkami. Była zapełniona po brzegi, kolorowa i krzyczała „pożycz i czytaj!”. Co w tym dziwnego? Ano to, że ów pokój znajdował się w Phnom Penh w Kambodży. A uwierzcie, znalezienie tak magicznej półki w podobnych zakątkach świata to skarb. Zapytałyśmy tylko, ile możemy pożyczyć.

Szukanie przyjaciół w drodze to rzecz niezwykle ważna dla małych podróżników. Jeśli uda się znaleźć przyjaciół mówiących po polsku to jeszcze lepiej, zwłaszcza gdy w drodze jest się wiele miesięcy. Można pogadać w „swoim” języku i… wymienić się książkami. A jeśli spotkamy rodziny polskich ekspatów zyskujemy przewodników po nowym miejscu oraz dostęp do całych półek z książkami. Tak stało się w Phnom Penh, gdzie poznaliśmy kilka fantastycznych polskich rodzin. Tak fantastycznych, że trudno nam było opuścić Kambodżę, i tak zajmujących, że nie mieliśmy czasu, by o tym epizodzie ubiegłej zimy napisać. Ale wróćmy do książek…

To niezwykle odważna i piękna książka. Książka o naszych czasach. O trudnych tematach. Za chwilę nasze dzieci same będą o nie pytać.

Po pierwszej wizycie u Leona wróciłyśmy do domu z pełnym plecakiem. Wśród książek znalazła się jedna wyjątkowa. Marysia zgarnęła ją z półki w ostatniej chwili, bo gdy spojrzała na okładkę krzyknęła „ale piękna”, zaś nieco później odkryłyśmy, że również wyjątkowa. To „Wędrówka Nabu” Jarosława Mikołajewkiego, z ilustracjami Joanny Rusinek.

Zaczęłyśmy czytać, nie wiedząc o czym rzecz będzie (szkoda, że po tym wpisie nie będziecie już mieli tej możliwości). Po prostu piękna książka, w porządnej twardej okładce, pełna ilustracji, duża czcionka, zachęcająca do samodzielnego czytania, no i ta niesamowita dziewczynka, pojawiająca się na niemal każdej stronie. To ona tak bardzo przyciągnęła uwagę Marysi. To Nabu. Kim jest Nabu?

Nabu jest uchodźcą, ale o tym nie wie. Nabu spotyka żołnierzy, celników i przemytników, ale ich nie rozpoznaje. Nabu potyka się o druty kolczaste, ale nie ma pojęcia czemu one służą. Nabu ucieka przed wojną, której nie pojmuje. Nabu nie rozumie podziałów i granic. Bo Nabu jest normalnym dzieckiem – nieco naiwnie patrzącym na świat, ciekawskim, próbującym zrozumieć, a nie oceniać. Dlatego bez lęku podchodzi do żołnierzy, dlatego zadaje milion pytań przemytnikom, dlatego odważnie przepływa wielką wodę. W poszukiwaniu domu, który nie będzie płonął.

To książka bardzo oszczędna w słowach, ale emocje się z niej wylewają. Pochłania swoim niepokojącym, a jednocześnie baśniowym i metaforycznym klimatem. Wielka w tym zasługa ilustracji, również oszczędnych w formie, monochromatycznych, rysowanych ciętą kreską. Pięknych w swej prostocie. Kiedy emocje rosną, rosną i słowa, zwiększa się czcionka, wzmacnia się kreska, pojawia się kolor. I nagle znajdujemy się w świecie małej Nabu, czujemy jej strach, ból, zdeterminowanie. Marysia bała się, ale nie chciała przestać czytać. Do samego końca, bo tej książki nie powinno się odkładać na potem.

Ale też dziecka nie można z nią zostawiać samemu. Jest doskonałym pretekstem do rozmów o trudnych emocjach, niepokojących wydarzeniach, historiach wydarzających się dzisiaj, obok nas. Nabu w swojej determinacji i niesamowitej sile dociera do wymarzonego świata, w którym istnieją bezpieczne domy. I dopiero tutaj, nie wśród żołnierzy i drutów kolczastych, ale w tej cudownej krainie za wielką wodą, jej nadzieja na normalne życie zaczyna umierać… Czy tak się stanie zależy od nas! Sami musimy sobie dopowiedzieć koniec tej historii. To zakończenie to szokujący i zachwycający majstersztyk.

„Wędrówka Nabu” to niezwykle odważna i piękna książka. Książka o naszych czasach. O trudnych tematach. Za chwilę nasze dzieci same będą o nie pytać. Ta książka pomaga.