Pieniądze mogą być rozterką nie tylko wtedy, gdy trzeba je zdobyć na wyjazd. Kiedy już wyjedziemy, pojawia się temat ogarniania ich w podróży. Nie mniej ważny niż wszelkie inne kwestie, o których wspominaliśmy w części I naszej poradnikowej serii. Bo gdy temat ten zlekceważymy, ciężko odłożona kasa może zacząć przeciekać między palcami.

Finanse w drodze

Gotówka czy bankomat

Podróżnicza rozterka – brać gotówkę czy wypłacać z bankomatów? Chyba nie ma jednego rozwiązania. Przede wszystkim trzeba sprawdzić sytuację w miejscu docelowym – czy bankomaty są powszechnie dostępne, jakie pobierane są prowizje za wypłaty, w jakiej walucie preferowane są płatności, czy waluty można łatwo wymieniać? I niczego nie zakładajcie z góry. W USA okazało się, że nie mając konta w amerykańskim banku waluty można wymienić tylko na lotnisku. I tak zostaliśmy bez kasy, choć z plikiem euro w kieszeni. Z ratunkiem przyszedł nam przemiły Pan, który zauważywszy naszą konsternację przy kasie w banku, zadeklarował, że sam od nas kupi to euro. A  co, gdybyśmy na niego nie trafili? Co by nie mówić gotówkę zawsze warto mieć. Najlepiej w dolarach. Ale też lepiej nie wozić jej ze sobą zbyt wiele, no bo nigdy nie wiadomo, gdzie licho czyha.

Banki

A jeśli wypłacać, to jaką kartą? Z jakiego banku? Rozterka stara, jak świat. Sprawdzamy to nieustannie od wielu lat i jedyny wniosek, do jakiego doszliśmy jest raczej smutny – w Polsce nie ma banku, który oferuje uczciwe rozwiązanie dla osób podróżujących. Jeśli oferują wypłaty z bankomatów na całym świecie za darmo, to zapewne kosztem prowizji za przewalutowanie. Warto rozejrzeć się, co w tym temacie oferuje reszta Europy, by zobaczyć, jak uczciwie może wyglądać oferta bankowa. Jeśli jednak nie macie możliwości założyć konta poza Polską zastanówcie się, rozważcie wszystkie okoliczności i przeczytajcie, co piszą drobnym maczkiem. Z pomocą przychodzą wyszukiwarki najlepszych kont na podróż jak właśnie ta, stworzona przez podróżnika dla podróżników.

Przewalutowania

Przewalutowania to udręka w kraju „nowej” waluty. Zaraz, zaraz… to ile to będzie? Przez ile podzielić, czy może pomnożyć, ile zer tutaj mają? Znacie to? W podobnych rozterkach wsparciem są aplikacje do przeliczania walut. My korzystamy z Currency Lucky Coin. Przejrzysta, czytelna, nie wyświetla reklam i pozwala przeliczać pomiędzy wieloma walutami jednocześnie. Bardzo wygodne rozwiązanie.

Przelewy

Przelewy to jeszcze jeden sposób, by uniknąć operowania gotówką i wypłat z bankomatów. Rzadko płacimy przelewem w hotelach, ale już za wynajem domu, czesne, czy za zakupy na internetowych aukcjach – zdarza się często. Tylko nie róbcie przelewów z własnego banku, zwłaszcza polskiego! Koszt przewalutowań i prowizji zje wasze pieniądze. Znanym rozwiązaniem jest PayPal, jednak tutaj koszty również nie są najniższe. My odkryliśmy TransferWise i wszystkim polecamy. Zarówno koszty przewalutowań, jak i prowizje są bardzo niskie, zaś waluty przeliczane są po ich rzeczywistym, uśrednionym kursie. Żadnych niespodzianych przeliczników, jakże często praktykowanych przez banki. Płatności można śledzić i mieć pewność, kiedy dotrą do odbiorcy. Co prawda obie strony transakcji muszą mieć konto w TransferWise, ale usługa dostępna jest w niemal 60 krajach, a w Azji całkiem popularna.

Roaming

Wszyscy unikamy niepotrzebnych rozmów w roamingu. Rodziny i przyjaciele wiedzą, żeby używać komunikatorów i Skype’a, kiedy chcą nas złapać. Oczywiście pewne przypadki są nie do uniknięcia, ale najbardziej denerwują połączenia w celu przeprowadzenia z nami ankiety lub sprzedania nam zupełnie niepotrzebnego produktu. By uniknąć kosztów zbędnych połączeń telemarketerów polecamy aplikację Should I Answer? Połączenia te są blokowane na podstawie zgłoszeń innych użytkowników, którzy budują „czarną listę” połączeń. Do owej listy można także dołączyć własne „niepowołane” połączenia. Oczywiście można też weryfikować listę zablokowanych połączeń. 

Finanse po powrocie

Odszkodowania

Szybko rozliczamy się z podróżnych rachunków. Gdy zdarzały nam się wizyty u lekarzy, czy zakupy leków (za nagłe przypadki zawsze płacimy z własnej kieszeni) – jak najszybciej zgłaszamy się po zwrot wydatków do ubezpieczyciela. Podobnie, jeśli zdarzyły nam się zniszczenia lub zagubienia bagażu. Dokładnie tak samo, kiedy trafiły się opóźnione lub odwołane loty. A zwłaszcza, gdy trafia się overbooking. Uwierzcie, nie warto rezygnować z upominania się o swoje. Czy zdarzyło wam się nie wejść do samolotu, kiedy staliście z biletem w ręku w kolejce do boardingu? Nam owszem. Miła stewardesa informuje, że niestety zabrakło dla nas miejsca w samolocie (!!!). Ciśnienie skacze, mina rzednie, wściekłość wylewa się uszami, aż do chwili, gdy w ramach uspakajania nastrojów mówią nam o zadośćuczynieniu. Bo o ile overbooking może poważnie pokrzyżować plany, to może też zwrócić sporą cześć kosztów całej podróży. Zadośćuczynienie, jakie linie lotnicze wypłacają tym, dla których zabrakło miejsca z samolocie jest bardzo, wręcz niezwykle korzystne. Może wynieść nawet do 600 euro za każdy dzień oczekiwania na nowe połączenie. Do tego dochodzi pokrycie kosztów pobytu i wyżywienia, i to w warunkach, na które rzadko pozwalamy sobie podczas podróży (no bo **** hotel w Indiach???). Najważniejsze, by wiedzieć, do czego macie prawo i czego możecie się domagać. Jeśli nie jesteście pewni i obawiacie się formalności nie do przejścia, warto skorzystać z pośrednictwa tych, które wiedzą jak to zrobić. Na takie przypadki polecamy AirCashBack. I nigdy się nie poddawajcie!

Własna głupota

Są jednak przypadki, na które trudno się ubezpieczyć i cały koszt trzeba wziąć na siebie. Kiepsko się do nich przyznawać, ale opowiemy ku przestrodze. Największa wpadka zdarzyła się na lotnisku w Katmandu, kiedy z utęsknieniem wyczekiwaliśmy wylotu z zimnego Nepalu na Sri Lankę, z transferem w Indiach. Nasze plany pokrzyżował miły steward jednym pytaniem – a gdzie nasze wizy hinduskie? Ale… przecież tylko tylko transfer?!! Dokładnie dwa transfery, a to już wymaga wizy. I tym sposobem przepadły bilety dla całej rodziny. Nie lubimy wspominać ceny tego niedopatrzenia. Teraz wiemy – sprawdzać, sprawdzać, sprawdzać! Ale nadgorliwość też nie jest wskazana. Czy zdarzyło wam się kupić dwa razy bilety na ten sam lot? Dla całej rodziny? No właśnie. Myśleć trzeźwo! Albo szukać wsparcia. My znaleźliśmy je w postaci kolejnej aplikacji – App In The Air. To sprytny asystent, który konsoliduje wszystkie informacje o planowanych lotach, przypomina o odprawach, informuje o zmianach lotów, alarmuje, gdy zbliża się czas boardingu, pomaga odnaleźć się na lotniskach. Planując podróże na rok do przodu i odbywając rocznie nawet do kilkunastu lotów, można się czasem pogubić. Czego jednak nikomu nie życzymy.

To chyba wszystko, co możemy polecić. Chętnie usłyszymy o innych pomysłach na ułatwienie podróżniczego życia. Dzielcie się!!!