Pisaliśmy o naszych przygotowaniach do podróży, ale trzeba jeszcze wspomnieć o tym, jak przygotowuje się Marysia. Bo to już nie te czasy, kiedy po prostu wsadzaliśmy ją do plecaka. Rozumie, że za chwilę wyjeżdżamy, więc chce wiedzieć co ją tam czeka.

Zresztą my też chcemy, aby wiedziała. Chcemy ją zaangażować w przygotowania. Chcemy rozbudzić ciekawość i zainteresowanie miejscem, w którym spędzi kilka miesięcy swojego życia. Jak to robimy?

Opowiadamy

Przy każdej okazji, o czym tylko sami wiemy. Gdzie to jest i jak tam jest. Co tam będziemy robić. Co dobrego będziemy jeść. W jakim języku tam mówią. Jakie zwierzęta tam mieszkają. Jakie wycieczki będziemy sobie organizować. Gdzie będziemy mieszkać. Opowiadamy o górach, śniegu i lawinach. O słoniach, z którymi można kąpać się w rzece. O momosach i zupach z soczewicy.

Oglądamy

Wrzucamy hasło Nepal do przeglądarki i ustawiamy wyniki wyszukiwania na grafikę. Odnajdujemy wszystko, co możliwe. Oglądamy góry i ośnieżone szczyty, świątynie i mnichów, modlitewne chorągiewki i dziwnie wyglądających sadhu, kobiety w tradycyjnych strojach i pola ryżowe.

Pokazujemy na mapie

Pokazujemy jak to daleko. Sprawdzamy, czy na mapie widać góry, czy zielone lasy. Odczytujemy nazwy miast i regionów. Szukamy w pobliżu miejsc, które Marysia już widziała. Patrząc na samą Azję, sporo tego można znaleźć.

Uczymy się słówek

„Namaste” Marysia poznała, zanim zrozumiała, co to jest Nepal. Wszystkim z dumą opowiadała, jak po „lepalsku” jest dzień dobry. Teraz chce powtarzać coraz więcej słówek i ciągle każe mi czytać, choć sama łamię sobie język. Liczenie do 5 jej nie wystarcza. Sama jestem zdziwiona, ale nowe słówka ciekawią ją najbardziej.

Pakujemy

Opowiadamy o naszych „dorosłych” przygotowaniach. Zabieramy ją na wycieczkę do Ambasady Sri Lanki po wizy — tam ogląda foldery, studiuje mapy i dostaje tradycyjną rzeźbę słonika. Zastanawiamy się, co trzeba kupić i jak chciałaby, aby to wyglądało. Tym razem np. trzeba Marysi kupić większy plecaczek — musi tam zmieścić nie tylko pluszową foczkę i misia, ale też kilka książek. Potrzebne też będą porządne buty — chodzenie po górach to nie spacer po łące. Wybieramy się razem do sklepu, a Marysia już wie, czego szukamy i dlaczego.

Niektóre rzeczy wydają się Marysi zbyt abstrakcyjne. Sprawdza się jednak metoda nawiązywania do czegoś, co już zna. Będą świątynie, jak w Bangkoku, w świątyniach małpy, jak w Kuala Lumpur , upał, jak w Kambodży, pola ryżowe, jak na Filipinach. Z Nepalem jest ten problem, że jest dosyć wyjątkowy w porównaniu ze znanymi już Marysi miejscami. Sprawdziła się więc inna metoda — czytamy nepalskie przygody przyjaciół np. Ani i jej rodziców z „Chwytaj dzień„. I tak „przybliżamy” się do nowego miejsca.