Kochamy samoloty. Kochamy wznosić się w powietrze, kochamy huk ich wielkich silników, kochamy patrzeć na ich rozłożyste skrzydła między chmurami. Po prostu kochamy latać. Jednak proporcjonalnie do tej miłości, wzrasta nasza frustracja w stosunku do operatorów lotniczych. Zwłaszcza tych od sprzedaży biletów.

I etap

Poszukiwanie biletów. To jest fantastyczny moment. Zwłaszcza gdy jeszcze nie wiemy, dokąd polecimy. Ta ekscytacja jest bardzo przyjemna. Lekki dreszczyk. Chwila zastanowienia. Kupujemy!

II etap

Zakup znalezionych biletów. Teraz dreszczyk jest nawet większy, do tego okraszony małą irytacją. Znaleźliśmy super bilet, ale do momentu jego zakupienia długa i pełna przeszkód droga. Potyka się na niej ostro nasz budżet. Choć miało być tanio, dochodzą kolejne opłaty… Zauważamy ostatnio duże zmiany na tym froncie. Skubanie osiąga szczyty. Ale już się z tym godzimy, zaciskamy zęby i bookujemy. Mamy bilet!

III etap

Konsumpcja. Lecimy na wakacje! Wszelkie niedogodności (zwłaszcza w tanich liniach) zostają szybko zapomniane. Zdarza się jednak, że do etapu konsumpcji nie dochodzi. Jeśli to z naszej winy wiemy, że czeka nas batalia o odzywskanie choć kawałka kosztów. Jednak kiedy wina leży po drugiej stronie, spodziwamy się nie tylko zwrotu kosztów, ale też czegoś w stylu „przepraszamy”. Ale bycie fair to dla niekórych zbyt dużo. Na fali zwątpienia w uczciwość graczy na turystycznym rynku, postanowiłam opisać nasz przypadek i być może ustrzec innych.

Firma Flipo.pl nie gra fair. 

Zgarniają kasę sprawnie, ale należne zwroty przychodzą im ciężko. Kupiliśmy za ich pośrednistwem bilety LOT-u do Kairu. Jakieś 2 miesiące przed wylotem poinformowano nas, że lot jest odwołany i zaproponowano alternatywne terminy. Żaden nam nie odpowiadał, więc poprosiliśmy o zwrot kosztów. Niby prosta sprawa. Nawet otrzymaliśmy potwierdzenie, że „Linie lotnicze LOT oferują całkowity zwrot kosztów”. No to świetnie, 1500 zł piechotą nie chodzi.

Minął miesiąc, drugi, trzeci… Poszedł jeden mail, drugi, piąty… Jeśli LOT zrócił pieniądze, Flipo.pl nam je ukradło. Bo zwrotu nie dostaliśmy. Co dostaliśmy?

  • ok. 25% wartości biletu
  • od powyższego Flipo.pl odliczyło sobie ponad połowę, by pokryć własne koszty administracyjne
  • w sumie z wydanych 1500 zł otrzymaliśmy 138 zł

Śmieszne. Oto nowa definicja „całkowitego zwrotu kosztów” wg Flipo.pl. Po 5 miesiącach wysyłania maili, próśb i przypomnień ruch na łączach ustał. Zapadła cisza. Nie istniejemy. Naszych pieniędzy nie ma.

Nie polecam. 
Przestrzegam. 
Odradzam. 
Nie korzystajcie z usług Flipo.pl.

Czasem lepiej wydać stówkę więcej, zamiast wspierać kiepskie biznesy. Niestety hasła o komforcie, szybkości, zaufaniu i bezpieczeństwie zakupów są tylko PR-owym stekiem kłamstw.