A może balonem?
Wychodząc bladym świtem na dach domu, by spojrzeć na słońce wschodzące nad Nilem, przekonywałam się szybko, że nie tylko ja na to patrzę. Za moimi plecami unosiły się… balony. Raz nawet jeden awaryjne wylądował w polu tuż obok. Mieliśmy ubaw. Ale nigdy do głowy nam nie przyszło, by balonem polecieć. Aż wreszcie, w czasie sąsiedzkiego spotkania padło ze strony naszych gości „A jutro lecimy balonem. Może się przyłączycie?”. Jak wiadomo, dobre towarzystwo to połowa sukcesu. A gdy się okazało, że zabawa kosztuje 20 euro od osoby, nie trzeba nas było namawiać. Postanowiliśmy zasmakować zabawy, która do tej pory wydawała nam się jakoś dziwnie dziecinna.
Kilka dni później zerwaliśmy się z łóżek na długo przed wschodem słońca. Samochód podjechał pod dom, by po krótkiej przejażdżce wysadzić nas gdzieś w polu, przy drodze do Doliny Królów. A tutaj? Jak dla mnie najlepsza część programu. Istny szabat czarownic! Co rusz ciemności rozdzierają wielkie płomienie, diabolicznie rozświetlając twarze biegających wokół ludzi, by po chwili przygasnąć i znowu od nowa. Z wielkim hałasem buchają do wnętrza budzących się balonów. Kilka z nich zaczęło już wzbijać się w powietrze, inne szykują się do lotu. Wokół każdego uwija się grupa zaspanych Egipcjan, których bieganina i wysiłki niemal czarodziejsko sprawiają, że balony unoszą się. Ci sami, nie mniejszym wysiłkiem sprawią potem, że bezpiecznie wylądujemy na ziemi. Ludzie biegają zdezorientowani, szukają własnego kosza, zaglądają do wnętrza rozkładanych balonów. Ognie ogłuszają i rozgrzewają atmosferę zimnego poranka. Wreszcie zjawia się kapitan, wszyscy nieporadnie ładują się do kosza. Kilka chwiejnych bujnięć i odrywamy się od ziemi.
I nagle cisza. Spokój. Nikt już nie biega, nie krzyczy. Wszyscy stoją w bezruchu i patrzą. Choć niektórzy wolą nie patrzeć lub wybierają patrzeć w telefon. Coraz wyżej i coraz piękniej. Czerwone słońce odbija się w cudownej świątyni Hatszepsut. Wykopaliska, wioski niczym labirynty. Granica między doliną Nilu i pustynią odcina się jak od linijki. Widać, dokąd nie udało nam się dojechać rowerem. Widać więcej, niż kiedykolwiek mogliśmy zobaczyć. Chociażby dlatego warto polecieć balonem. Ale przede wszystkim jest po prostu pięknie!
I teraz się zastanawiamy, dlaczego nie zrobiliśmy tego wcześniej. Jak pięknie musi z powietrza wyglądać Bagan, Angkor…
4 comments
Mam lek wysokości i boje się, ale jednocześnie bardzo chciałabym spróbować. To takie samo uczucie jak w stosunku do tego kraju, chciałabym, ale obawa, nie tyle o siebie jak o dzieciaki jest silniejsza. Może kiedyś to się zmieni 🙂
Pozdrawiam!
Haha, ja też trochę mam. Zdjęcia z obiektywem skierowanym wprost w dół robił Marcin, bo po prostu nie mogłam się wychylić :). Jakoś na starość wzmaga mi się lęk wysokości. Nie wiem, czy teraz odważyłabym się skoczyć ze spadochronem, choć zachwycona tym doświadczeniem planowałam kiedyś powtórkę.
Myślę, że strach i obawy to zdrowa rzecz, dzięki nim postępujesz rozsądniej i ostrożniej. Np. sprawdzasz firmę, loty w tej okolicy, opinie, czy bywały wypadki itd. Jeśli zabawa wygląda na ryzykanctwo nie ma co się przyłączać. Ale jeśli to tylko własne lęki – ja staram się je zwalczać. Kiedy mimo nich coś się robi, dreszczyk jest większy i satysfakcja potem też. To doświadczenie było warte przeżycia. Ale przyznam, że Marysia nie była zbytnio rozemocjonowana. Nieco zaspana, za długo w jednym miejscu, dla niej mogłoby to trwać krócej.
Zaciekawiła mnie cena? Podajesz 20 euro? Mam w planie wycieczki 120 dolarów od osoby, czy to możliwe?
Widać jest możliwe i też bardzo przykre :(. A cóż to za wycieczka? Zorganizowana, gdzie lot balonem jest jedną z atrakcji? My wykupywaliśmy lot na miejscu w Luksorze, przez naszego gospodarza domu i bezpośrednio u osób organizujących loty. Tak jest najtaniej i nie ma się co dziwić. Ale przebitka jaką ty podajesz to przyznam, spora przesada. Wszystkie loty odbywają się z jednego miejsca, ale startują tam w jednej chwili różni operatorzy. Ich ceny mogą się różnić między sobą, ale nie aż tak bardzo. Myślę, że to łańcuszek pośredników…