Całkiem inna pustynia
Jadąc do Egiptu nie można pominąć pustyni. Nie można, bo niby jak. Pustynia to większa część tego kraju. Gdzie tylko wody Nilu przestają docierać, zaczyna się pustynia, właściwie już 3 km za naszym domem w Luksorze. Nam jednak chodzi o coś więcej, niż wyjście za dom. Chcemy bliskiego spotkania z pustynią, chcemy poczuć na własnej skórze jej żar w ciągu dnia i chłód nocą. No i chcielibyśmy zobaczyć coś wyjątkowego, bo pustynia to przecież nie tylko morze piasku.
Sahra Sauda, Czarna Pustynia
Czarna? No niezupełnie, ale poniekąd. Dla nas raczej księżycowa. Pomarańczowy piach od czasu do czasu, ale zasadniczo, jak długa i szeroka, pustynia tutaj pokryta jest czarnym wulkanicznym żwirem i drobinami skał. I jeszcze te wzgórza, czarne stożki rozsiane jak okiem sięgnąć. Pierwszy przystanek na jednym ze wzniesień pozwala ogarnąć wzrokiem tę niesamowitą przestrzeń. Krajobraz najlepiej podziwiać z najwyższego szczytu, czyli Góry Angielskiej. Długo jedziemy asfaltową drogą, ale i z drogi widoki zapierają dech. Jeszcze ciekawiej robi się, kiedy nasza wysłużona Toyota raptownie zjeżdża w bok i zaczyna wspinać się po wzgórzach, lawirować między skałami, zakopywać w piachu. Zatrzymujemy się przy Gebel al-Izaz, czyli Szklanej Górze, której szczyt pokryty jest kryształami kwarcu. Dookoła mnóstwo kryształów, większych i mniejszych, o fantazyjnych kształtach. Marysia wypełnia pierwszy worek. Przystajemy też przy Flower Mountain, gdzie kamienie przypominają małe kwiaty. Marysia wypełnia drugi worek. Znowu kilometry drogą i wjeżdżamy w piach. Już nie czarny – w zachodzącym słońcu oślepiająco żółty. Dolina El Agabat. Marysia wariuje z radości. Idealny plac zabaw na chłodne popołudnie i doskonałe miejsce na popołudniową herbatkę. Rozsiadamy się wokół Toyoty i raczymy się gorącą, niezwykle słodką herbatą. Zakładamy na siebie kolejne bluzy i myślimy o czekającej nas nocy. Zanim jednak rozbijemy nocleg, musimy dostać się na inną pustynię…
Sahra Baida, Biała Pustynia
Doprawdy biała? No rzeczywiście, tak jakby. Dla nas raczej bajkowa, niczym kraina czarnoksiężnika. Zanim tu dotarliśmy, zapadła ciemność. W snopach samochodowych świateł wyłaniały się i stawały nam na drodze przedziwne figury. Niektóre doprawdy olbrzymie, inne na dziwnych piedestałach, wszystkie o zaskakujących kształtach. Ich cienie tańczyły wokół nas. Wreszcie wybraliśmy odpowiednie miejsce na nocleg. Kiedy nasi przewodnicy zajęli się rozbijaniem kuchni i przygotowywaniem kolacji, my po omacku krążyliśmy dookoła obozowiska. W świetle księżyca ujrzeliśmy jeszcze więcej tajemniczych kształtów. Zrobiło się przenikliwie zimno, niemal przykleiliśmy się do ogniska. Kolacja, kolejne gorące herbaty, shisha, bębenki i gadanie do północy. Wreszcie zapakowaliśmy się do śpiworów, założyliśmy czapki, okryliśmy się dodatkowymi kocami i… zaczęliśmy kontemplować gwiazdozbiory nad naszymi głowami. Do tego ta cisza, niesamowita cisza. Jak tu spać?!
Obudziło nas jasne poranne słońce i przedziwne widoki. Nad ziemią, pokrytą białym kredowym pyłem i resztkami minerałów, wznosiły się skały o przedziwnych kształtach. Mocno nierealne i bajkowe. Niczym monstrualne grzyby, czaszki, ptaki, prehistoryczne stworzenia, które ktoś zaklął w białą skalę. Gdzieś między nimi znaleźliśmy miejsce na poranną toaletę, zjedliśmy szybkie śniadanie i ruszyliśmy przyjrzeć się tym cudactwom z bliska. Marysia odkryła tu kolejny niesamowity plac zabaw. Myślę, że projektując miejsca zabaw dla dzieci, można by wiele inspiracji czerpać z podobnych cudów natury. Dzień cały spędziliśmy, krążąc po tej dziwnej krainie. A na zakończenie wycieczki zanurzyliśmy nogi w gorących źródłach płynących w oazie Baharijja i tego właśnie było nam trzeba, po chłodzie nocy i trudach dnia.
Pustynia Zachodnia praktycznie
Pustynia Zachodnia, zwana Libijską, to jakieś 2/3 powierzchni Egiptu. Jest niezwykle różnorodna, czego Biała i Czarna są tylko przykładem, choć najbardziej widowiskowym. Są tutaj cztery oazy – Baharija, Farafra, Dachla i Charga. Wszystkie leżą na Wielkiej Pętli Pustyni Zachodniej, rozciągającej się między Kairem a Luksorem. Przejechanie liczącej 700 km pętli to ciekawy sposób na przeprawienie się między dwoma miastami. Ciekawszy, choć niewątpliwie bardziej wymagający, niż przejażdżka pociągiem wzdłuż Nilu. Ze względu na dystans i niepewność co do kwestii bezpieczeństwa, wybraliśmy łatwiejsze rozwiązanie – na pustynie dotarliśmy z Kairu. Im bliżej Libii tym więcej przeciwwskazań do podróży. Tereny te uchodzą za najbardziej niestabilne i najmniej zaznajomione z masowym turystą. Dlatego w hostelu najpierw sprawdziliśmy temat bezpieczeństwa i poprosiliśmy o pomoc w zorganizowaniu wycieczki. I tak pewnego ranka podjechała taksówka, zapakowaliśmy w nią całą ekipę i ruszyliśmy w stronę najbliższej oazy, oddalonej o 200 km Bahariji. Po 5 godzinach dotarliśmy do miasteczka Bawitii. Tu poznaliśmy dwóch młodych Egipcjan, którzy utrzymywali swoje rodziny, organizując swoją starą wysłużoną Toyotą wycieczki na pustynię. Stali się naszymi przewodnikami na najbliższe dwa dni, przygotowali nam pyszną strawę na pustyni, parzyli herbatę na dłuższych postojach, rozłożyli obóz na pustyni i raczyli historiami o trudach egipskiego życia w porewolucyjnych czasach. Wszystko w cenie 40$ od osoby.
Egipska zima to świetny czas na odwiedzenie pustyni. Temperatury są bardzo przyjazne, w każdym razie w ciągu dnia. Jednak w nocy drastycznie spadają, nawet do kilku stopni powyżej zera. Trzeba o tym pamiętać, planując nocleg na pustyni. Przewodnicy mają śpiwory i koce, ale przydają się czapka i dodatkowe warstwy ubrań.
Komentarze