Na północ Bornholmu
Bujanie jest najlepsze na spanie. Marysia o tym wie, więc czterogodzinna przeprawa promem z Kołobrzegu do Nexo minęła jej w mgnieniu oka. Podobnie było w drodze powrotnej, choć niektórzy przebąkiwali coś o sztormie. Ale przecież im mocniej buja, tym lepiej się śpi.
Wreszcie stanęliśmy na lądzie, odzyskaliśmy rowery, przypięliśmy sakwy i mogliśmy ruszyć. Trzeba było jeszcze pożyczyć kask dla Marysi, bo jako troskliwi rodzice zapomnieliśmy go zabrać. Szczęśliwie Dania to kraj rowerzystów i znalezienie wypożyczalni jest łatwiejsze niż znalezienie stacji benzynowej. Zapomnieliśmy jeszcze pompki. No dobrze, to już chyba wszystko. Wreszcie wyruszyliśmy. Zapomniawszy zrobić zapasu wody :).
Plan zakładał okrążyć wyspę, ale niekoniecznie wzdłuż wybrzeża. Bardzo chcieliśmy przejechać przez jej środek i od tego postanowiliśmy zacząć. Kilka kilometrów za portowym Nexo odbiliśmy w lewo, w stronę pól i lasów, choć morze niemal cały czas majaczyło gdzieś na horyzoncie.
Dzień 1. Nexo – Stavehol, czyli zielona wyspa
Zanim zrobiło się zielono było żółto. Asfaltowa droga wiodła przez pola pełne zbóż, spomiędzy nich wyłaniały się urocze samotne domki i zagubione drogi. Co dziwne, kiedy pozbyliśmy się wody pukaliśmy do tych uroczych domków, chcąc napełnić bidony. Bez powodzenia. Żywego ducha. Wszyscy wyjechali na weekend?
33 km
7 h w trasie
3,5 h jazdy
Dotarliśmy do lasu Paradisbakkerne. Najwyższa pora, bo Marysia zaczęła się nużyć polną drogą. Wjechaliśmy na leśne ścieżki, pojawiły się delikatne wzniesienia, z lasu wychodziły do nas sarny, zające, krowy, a nawet żubry (bez obaw, ta część ścieżki jest ogrodzona). W lesie jest kilka popularnych tras turystycznych, można zobaczyć potężne głazy narzutowe, polodowcowe jeziora i szczelinowe doliny. Teren ten łączy się z lasem Almindingen, co łącznie daje 20 km zadrzewionej trasy. Po drodze nie ma sklepów, knajp, tylko natura. Zrobiliśmy więc piknik przy punkcie obserwacyjnym. Dookoła pasły się krowy, a my wyciągnęliśmy kuchenkę. Bo oprócz rozrywek trzeba pamiętać o napełnieniu małego brzucha, najlepiej zanim poczuje głód i zacznie marudzić. Pamiętamy tę zasadę jeszcze z czasów wożenia się w przyczepce — przewidywać i uprzedzać ataki głodu i znużenia.
Północ Bornholmu słynie z wysokich wzniesień. Kierując się w tamtą stronę spodziewaliśmy się, że z każdym kilometrem może być trudniej i bardziej pod górkę. Jednak trasa tego dnia wiodła głównie z górki. Jechaliśmy w kierunku Gudhjem, choć rozbić planowaliśmy się nieco wcześniej, na kempingu o obiecującej nazwie „Secret place”. Po drodze zboczyliśmy jeszcze nad jezioro Bastemose, które okazało się zarośnięte oraz nad największy duński wodospad, który okazał się być strumykiem. Niemniej były to miłe preteksty do zejścia z roweru i poskakania. Jeżdżąc z dzieckiem trzeba takie preteksty wynajdywać.
Kemping był rzeczywiście „secret”. Ukryty w zaroślach, w małej dolince, za polami. Kuchnia i toalety (bez prysznica) zaimprowizowane w domku, który zimą służy jako knajpa dla narciarzy (!). Dokładnie tak, tuż obok był wyciąg orczykowy, a ten dziwny traktor w stodole to rzeczywiście ratrak. Ale w sezonie letnim spało tu kilku gości i panował wyjątkowy spokój. Podobnie urokliwych i spokojnych kempingów mieliśmy na Bornholmie już nie spotkać.
Dzień 2. Stavehol – Sandvig, czyli na północny cypel
Dokładnie tak, dotarliśmy na północny cypel i wiecie co? Ciągle było z górki! Oczywiście statystyki w naszych telefonach wskazywały coś innego, ale w tym przypadku, zwłaszcza jadąc z dzieckiem, ważniejsza od statystyk była psychologia. Podjazdy były do podjechania. Samemu, czasami na holu, innym razem, pchając rower pod górkę. Podjazdy w dodatku prowadziły do fajnych miejsc — portowe miasteczko Gudhjem, malownicze „święte skały” Helligdomsklipperne, czy też stacja benzynowa z lodami. Marysia ukuła nawet pojęcie „magicznej górki” – to taka, która z daleka wygląda groźnie, ale zmniejsza się w miarę podjeżdżania. Czary, prawda?
29 km
6 h w trasie
3 h jazdy
Do Gudhjem, zwanego duńskim Capri, zajechaliśmy na śniadanie i tu odkryliśmy dla siebie słynne bornholmskie wędzarnie ryb. Radość dla oczu i rozkosz dla podniebienia! Miasteczko urocze, ale dosyć zatłoczone i turystyczne.
Za Helligdomsklipperne znowu oddaliliśmy się od wybrzeża, by poszukać mniej ruchliwej drogi. Szczęśliwe Marysia na pytanie „drogą, czy ścieżką?” zawsze wybierała to drugie, choć wiadomo było, że będzie dłuższe. Tak więc polecamy te dłuższe, ale bardziej malownicze i spokojniejsze drogi. Jadąc, można pogadać, pośpiewać, pograć w liczenie domów i zakręcone zgadywanki. Można też zrobić zakupy na przydrożnych samoobsługowych straganach — gospodarze wystawiają co mają, a obok stoi skarbonka.
Taką drogą dojechaliśmy do kempingu w Sandvig, znaleźliśmy miejsce z widokiem na plażę, rozbiliśmy namiot, zaś Marysia… o tym opowiemy więcej w poście o kempingowym życiu na Bornholmie.
0 comments
Pięknie tam! Naprawdę motywujecie do rowerowych wycieczek:) Pozdrowienia z końca drogi- Natalia z rodzinką
To prawda, że pięknie. I idealnie na rower 🙂 Bo jak inaczej – samochodem 140 km to żadna wycieczka, no i szkoda się zamykać. Można by jeszcze motorem, ale i wtedy wiele fajnych tras odpada. Rower idealny. Dla młodych i starych.
Fajny ten hol na jednym ze zdjęć 😉 Jak wiatry, nie dają się Wam we znaki? Jak kształtują się ceny wyżywienia i pól namiotowych (a może nocujecie na dziko;) )?
hol się super sprawdził. a to zwykła lina z hakiem kupiona na stacji benzynowej. potrzeba tylko chwili, że obie strony wyczuły, jak jechać.
co do pogody to marzenie, jeszcze nigdy takiej nie mieliśmy na naszych rowerowych wycieczkach. zaopatrzyliśmy się w gumiaki i sztormiaki, ale nie zabraliśmy kremu na słońce. i nawet wiatry nie dokazywały. w każdym razie, doświadczeni Szkocją, potrzebujemy naprawdę mocnego podmuchu, żeby się zniechęcić 🙂
no a ceny niestety skandynawskie. niestety na dziko w Dani nie można, są mandaty za to. Kempingów jest sporo, ale są zatłoczone i całkiem drogie (ok 150 zł za noc). Ewentualnie takie, jak secret kemping o połowę tańsze, ale bez prysznica.
jedzenie woziliśmy ze sobą (liofolizaty), ale wędzonym rybom nie mogliśmy się oprzeć. Za takie smakołyki warto zapłacić 🙂
napiszemy osobno o kempingowym zyciu na Bornholmie
150 zł jak jest liczone? Za namiot, miejsce pod namiot? Co to za kempingi te "secret"? Można je jakoś znaleźć w internecie – listę, żeby rozplanować podróż? Poczekam na odpowiedzi w osobnym wpisie
Liofów niestety nie zdzierżę (próbowałem kiedyś w Tatrach się tym wyżywić, ale na szczęście wziąłem sznycle własnej roboty – inaczej musiałbym do schroniska biegać na obiady), a na rybkę zawsze się skuszę – teraz tylko wystarczy się wybrać na Bornholm 😉
Hej, jak cudownie:) wlasnie przypadkiem trafilam na Twojego bloga:) My tez podrozejmy z nasza corka:) rok temu tez zwiedzalismy Sri Lanke, w kwietniu lecimy do Indoenzji (jakies tipy mile wskazane, bo czytajac wasze posty stwierdzam , ze jestescie bardzo rozsadni-np w podejsiu do Bali, my lecimy wlanie tam i ogolnie raczej unikamy turystycznych miejsc, to jednak wbrew wszystkim opiniom chcialbym tam troche pobyc:)i z waszych postow widze , ze warto:))pozdrawaim goraco Kasia
a to zycie naszej rodzinki:)
http://rippedtoy.tumblr.com/
150 już za wszystko, przy 3 osobach. oczywiście bez samochodu 🙂
na naszym F znajdziesz już mapkę, tutaj tez ją wkleję zaraz. zaznaczyłam także kempingi. "secret" znajdziesz na mapach googla. zresztą nimi się kierowaliśmy, no i wcześniej w necie grzebaliśmy jak zwykle. w Dani jest wiele kempingów, sieciowych i innych. trzeba poczytać.
liofy oczywiście są straszne, zwłaszcza na dłużej. nie będę mówić, co się w żołądku i w jelitach dzieje po regularnym spożywaniu 😉 ale LYO to inna jakość. musisz spróbować!
hej Kasia, zapraszamy na nasze wpisy z Bali, jest ich trochę. na pewno znajdziesz sporo przydatnych wskazówek. a jeśli czegoś zabraknie, to pytaj!
a skoro będziecie tam w kwietniu… to może spotkanko?? 🙂 bo widzę tu pożądane towarzystwo dla Mary na obczyźnie, i nawet mogą dziewczyny wystąpić w tych samych sukienkach 🙂
Super by bylo:)Maja zawsze narzeka na brak rowiesnikow:) My bedziemy od 10 kwietnia. Pozdrawiam:)
znamy ten ból. z Mary w tym wieku to nasza największa rozterka. więc jest szansa na spotkanie 🙂 odezwijcie się na pansoniak.podroze@gmail.com.
Maya sie pyta ile Mary ma lat i czy bedziemy spac w tym samaym hotelu;) hehehe
w takich miejscach, gdy już na siebie wpadną, wiek nie ma znaczenia 🙂
no jasne:)
Kasia