Pożegnania mogą być wzruszające i każdy o tym wie. Ale nasza „Mariś” dopiero w tym roku odczuła to na własnej skórze. Mam na myśli, że po raz pierwszy żegnała się z pełną świadomością, że długo jej nie będzie, że rozstanie się ze swoją ekipą i że być może coś ją ominie. Przyznam, że trochę czekaliśmy na ten moment. Nastąpić przecież musiał.

Marysia uświadomiła sobie fakt rozstania nie tylko dlatego, że jest już duża i znacznie lepiej świat rozumie. Przyczynili się do tego również ci, którzy się z nią żegnali i też to rozumieli. To nie było zwykłe „pa!”, buziaczek, czy zamachanie dłonią. To był wyciskacz łez.

Chcieliśmy, aby wszyscy wiedzieli, dlaczego Marysia wyjeżdża, dokąd i co tam będzie porabiać.

Do naszego wyjazdu szkołę zaczęliśmy przygotowywać odpowiednio wcześnie. Nie tylko ze względu na formalności, bo to zupełnie inna historia. Raczej od strony klasy, wychowawczyni, koleżanek i kolegów. Nie chcieliśmy tak po prostu zniknąć. Chcieliśmy, aby wszyscy wiedzieli, dlaczego Marysia wyjeżdża, dokąd i co tam będzie porabiać. Tak więc przygotowaliśmy pożegnalną prezentację — zestaw zdjęć z naszych podróży, na których dzieciaki mogły zobaczyć Marysię kręcącą się po starych świątyniach, stojącą u stóp Himalajów, nurkującą w oceanie, biegnącą do szkoły przez dżunglę, uczącą się w tropikalnym ogrodzie, bawiącą się z dziećmi o innym kolorze skóry, czy uciekającą przed małpami. Pokazaliśmy różne oblicza naszych wyjazdów, ale przede wszystkim to, jak ciekawy jest świat i spotykani ludzie. Marysia przyniosła też zestaw zabawek przywiezionych z podróży — gumowy gekon, chiński smok, sri lańskie słonie, nepalskie maski. A wszystko okraszane podróżniczymi historiami, które jak nam doniesiono, same cisnęły się Marysi na usta. No i wyszło na to, że w wieku lat 6 nasz malutek ma już za sobą pierwszą podróżniczą pogadankę!

A czy osiągnęła swój cel? Dzieciaki uznały, że zdjęcia są ściągnięte z Internetu i to wszystko fotomontaż :). Ale co się dziwić dzieciom. Pamiętam wychowawczynie, które donosiły na temat wybujałej fantazji Marysi, kiedy ta opowiadała o swoich życiowych doświadczeniach.

Jednak nie tylko my się przygotowaliśmy na pożegnalne spotkanie. Cała klasa również! Marysia dostała piękną księgę z dedykacją, a w niej zbiór rysunków z życzeniami :). Sama się wzruszyłam. No i jak tu nie uronić łezki na pożegnanie? Od swojej wychowawczyni nie mogła się oderwać. Przytulaskom nie było końca. W takich okolicznościach musiało paść sakramentalne pytanie:
– Mamo, czy musimy jechać?
– Ech, no nie musimy, ale chcemy.
– No tak, tak.

Od razu przyznam, że na to pytanie też już się zawczasu przygotowywaliśmy.

Potem przyszły jeszcze pożegnania z innymi koleżankami i kolegami, mała pożegnalna imprezka, oraz oczywiście pożegnanie z ukochanymi dziadkami i babciami, którzy w ostatnich dniach porwali Marysię we władanie. I tylko nie wiadomo, kto będzie tęsknił bardziej. Oj tak, ostatnie dni przed wyjazdem to czas największych emocji. W drodze na lotnisko słyszymy jeszcze pochlipywania na tylnym siedzeniu, chyba nawet nieco dłuższe niż zazwyczaj. Ale już po wejściu do samolotu przestawiamy się na inny wymiar i to, co w Polsce zostaje gdzieś za nami.

Tymczasem zastanawiamy się, kiedy padnie sakramentalne „Mamo, ja nie jadę!”.