Ależ fascynującą i niezwykłą dziedziną jest edukowanie dzieci! Każdy rodzic się o tym przekonuje, ale kiedy decyduje się na edukację domową swoich pociech, dociera to do niego ze zdwojoną siłą. Uczucie to wzmaga się wraz z dorastaniem i dojrzewaniem dziecka. Mam wrażenie, że wyjście poza granice malowania szlaczków otwarło przed nami bezkresną krainę. Tak bezkresną, że można się poczuć zagubionym. Zerknijcie chociażby na naszą listę ulubionych edukacyjnych stron. Czasami same z Marysią nie wiemy, za co się złapać, bo wszystko wydaje się ciekawe i ważne. A kiedy potrzebujemy sprowadzenia na ziemię, to zerkamy w szkolny podręcznik ;).
Jeszcze jeden wachlarz możliwości otwiera się przed doroślejszym już dzieckiem – interakcja i integracja. Zwłaszcza w podróży. Nie są to już radosne okrzyki maluszków, które znajdą drogę do wspólnej zabawy bez względu na bariery językowe czy kulturowe. Dla nich te bariery jeszcze nie istnieją. Ale dla starszaków, interakcja z rówieśnikami mówiącymi innym językiem, to wyzwanie. Zadaniem rodziców jest pomóc w jego podjęciu – stwarzając możliwości do doświadczania takiej interakcji i pomagając w razie poczucia niepewności. Zaczęliśmy więc bardziej świadomie wykorzystywać pewne proste rozwiązania…
Lokalne przyjaźnie
Przyjaźnie są ważne dla maluchów i dla rodziców. W podróży, kiedy wszyscy pojawiają się i znikają, o wiele trudniej je zawrzeć. Ale nie są niemożliwe. Dlatego ludzi do nas zapraszamy, zaproszenia chętnie przyjmujemy, propozycji nawiązania kontaktu nie odmawiamy, zwłaszcza z rodzinami. Nigdy nie wiadomo, kiedy coś „zaiskrzy”. A kiedy już zaiskrzy… gotowi jesteśmy zamieszkać nawet w Kambodży. Zupełnie poważnie rozważaliśmy tę opcję po spotkaniu w Phnom Penh grupy niesamowitych ludzi, z którymi ciągle łączy nas wiele. I choć pisane było nam Bali, zawarte tam przyjaźnie zostały i kto wie, kiedy znowu nasze ścieżki się połączą. Świat jest taki mały.
Lokalne wakacje
Tam gdzie podróżujemy też są wakacje, ferie i przerwy świąteczne. A kiedy są, rodzice borykają się podobnymi jak my rozterkami – co zrobić z dzieciakami, kiedy w szkole wolne, ale w pracy niekoniecznie? Szkoły, przedszkola, ośrodki edukacyjne, lokalne świetlice przychodzą z pomocą – organizują obozy, półkolonie, wycieczki, tematyczne zajęcia.
Ubiegłej zimy pomieszkiwaliśmy w Phnom Penh. To miasto mało przyjazne dzieciom – brak zieleni, parków, otwartych i bezpiecznych przestrzeni. Kiedy w części szkół rozpoczęły się wakacje i pojawiła się możliwość wysłania Marysi na sportowe półkolonie poza miasto, zdecydowaliśmy się natychmiast. Wysłania jej bez nas, w towarzystwie rówieśników pochodzących z różnych stron świata i mówiących różnymi językami. Po chwili przyszła refleksja i wątpliwości, ale Marysia sama je rozwiała. I tak każdego ranka znikała na cały dzień. Pierwszego dnia nerwowo zerkaliśmy na telefon, a gdy wróciła czekaliśmy na „jutro nie chcę!”. Ale dała radę. Bez znajomości khmerskiego, ze znajomością angielskiego daleko odbiegającą od płynnej, bawiła się fantastycznie. W innej szkole znaleźliśmy całodzienne wakacyjne zajęcia artystyczne, również fajna opcja na spędzenie czasu, poznanie koleżanek i oderwanie się od rodziców (co będąc w podróży nie jest tak oczywiste).
Letnie obozy lub półkolonie organizuje wiele ośrodków i szkół, choć większa szansa na ich znalezienie jest w miastach. Najlepiej w miastach, gdzie żyje międzynarodowa społeczność – można wtedy znaleźć zajęcia prowadzone w języku angielskim. Tworząc plan podróży, warto to wziąć pod uwagę i sprawdzić wakacyjny kalendarz.
Szkoła na tygodnie
Tam, gdzie żyje duża międzynarodowa społeczność szkoły i ośrodki edukacyjne często przyjmują dzieci na krótkie okresy – kilka miesięcy, nawet tygodni. Praktykują to zwłaszcza prywatne szkoły międzynarodowe, w lokalnych może być trudniej.
Na Bali możliwości takich jest bardzo dużo. Działa tu wiele międzynarodowych szkół i przedszkoli, które przyjmują dzieci na krótkie okresy. Jest też wiele ośrodków, które organizują otwarte zajęcia tematyczne, całodniowe warsztaty, przeróżne kursy dla najmłodszych. Dzieciaki mogą uczyć się jogi, surfowania, balijskiego tańca, tworzenia batików czy ceramiki. Przy okazji spędzają czas w towarzystwie rówieśników, a rodzice zyskują cenne chwile tylko dla siebie. Tam, gdzie wielokulturowe rodziny są codziennością, powstaje wiele rozwiązań dostosowanych do potrzeb ich trybu życia. Warto przed wyjazdem poczytać, poszukać, podpytać na forach. W temacie Bali służymy pomocą.
Szkoła na co dzień
My tymczasem zdecydowaliśmy się wykonać krok dalej – Marysia poszła do szkoły. Dokładnie tak – do szkoły. I jak to w szkole – pobudka rano, pakuje plecak i siedzi cały dzień w tej szkole. I tak pięć dni w tygodniu. Chciałoby się powiedzieć – szkoła jak to szkoła. Ale właśnie nie do końca… Znaleźliśmy szkołę, która uczy i wychowuje w duchu wartości, które sami cenimy. Szkołę, która wydaje się być marzeniem każdego dziecka. Szkołę, którą traktujemy jak „przedłużenie” domowej edukacji. I trochę z jej powodu osiedliśmy na Bali.
A co dalej z edukacją domową? Nadal jest. Nadal mamy kontakt z naszą szkołą w Polsce, w planie egzaminy. Zerkamy w podręcznik, uczymy się gramatyki i ortografii, czytamy książki po polsku. Mamy więc nowy mix – była ED z odrobiną szkoły, kiedy byliśmy w Polsce, teraz mamy szkołę z odrobiną ED po lekcjach. Jak dajemy radę? Za wcześnie na podsumowania. Ale na pewno będziemy dużo o tym pisać. Na zachętę powiemy tylko, że Marysia przestała lubić weekendy – bo nie ma szkoły :).
Komentarze