Nauka i czas wolny. W szkole i poza szkołą. Ciężko to rozdzielić, nawet kiedy dziecko chodzi do tradycyjnej szkoły, co dopiero, gdy to domowa edukacja. Bo czy opuszczenie murów szkoły oznacza, że dziecko przestaje się uczyć? Zdecydowanie nie. Uczymy się zawsze. Z książką czy bez. Przy biurku czy nie. Trzymając ołówek lub niekoniecznie. Wieczorny spacer po plaży, gonienie za kotami, czy pomaganie przy kolacji także czegoś uczą. Wtedy jest nawet lepiej – kiedy dziecko nie zauważa, że „jest w szkole” i połyka wiedzę, jak cukierek. Ale wiem o co chodzi, kiedy pytacie jak i ile się uczymy. Pytacie o tę część szkoły, kiedy „jesteśmy w szkole”.
No więc prawda jest taka, że coraz więcej „jesteśmy w szkole”, a więc przy stole, z książką i ołówkiem w ręku. Czasami zasiadamy do stołu z samego rana, czasami po dłuższym ociąganiu się, czasami po zabawie, czasami dopiero popołudniu. Ale zdarza się także, że nie siadamy w ogóle i „robimy sobie” weekend, nawet gdy to środek tygodnia. Mamy ten komfort, choć wymaga on samodyscypliny. Staramy się pilnować „powrotów do szkoły”, a do lekcyjnych tematów nawiązywać nawet podczas najbardziej swawolnych aktywności. No tak, ale przecież to już nie jest „szkoła” ;).
Jak to jest w naszej szkole? Właściwie cały dzień się wokół niej kręci.
Jak to jest gdy jesteśmy w szkole? Właściwie cały dzień się wokół niej kręci. Rano zastanawiamy się nad kwestią zasadniczą – matematyka, czy reszta świata? Taki podział nam się wykształcił, choć to z grubsza podział na przedmioty ścisłe i humanistyczne. Potem wybieramy temat przewodni, który lubi ewoluować w nieprzewidzianych kierunkach – gdy zaczynamy od mnożenia, kończymy na zaopatrzeniu sklepu z mydełkami, gdy jest coś o rzekach, staje na budowaniu potwora z plastikowych butelek, kiedy wchodzi temat o uczuciach, nagle czytamy Anię z Zielonego Wzgórza i szukamy zeszytu na pamiętnik. Widać związek między wątkami? A on zawsze jest, choć ewoluowanie tematu wyjściowego trwać może kilka dni. To nasz sprawdzony scenariusz – jeśli temat złapał, trzeba się go trzymać, a wtedy łatwiej będzie go rozwijać, nawet w stronę mniej lubianych dyscyplin (na przykład matematyki). Choć czasem trzeba się nagimnastykować, by udowodnić, że to ciągle ta sama lekcja.
Do zgłębiania tematów wykorzystujemy każde możliwe medium – plastykę, muzykę, czytanie, pisanie, eksperymenty, gry, informatykę, filmy. Może najmniej muzykę i trzeba będzie nad tym popracować. Za to najwięcej robimy eksperymentów. Marysia je uwielbia. Wybuchy wulkany z octu, rozpuszczanie skorupek jajka, zasadzanie cebulek, robienie kryształków soli, zamrażanie dziwnych przedmiotów zanurzonych w dziwnych płynach… No i nasza codzienność, która zawsze niesie ze sobą ciekawe tematy i wiedzę – obserwowanie flory i fauny z własnego ogródka. Śledzimy więc żaby i ropuchy, badając czym się różnią. Dociekamy, dlaczego drzewko awokado uschło, kiedy ogrodnik je przesadził. Sadzimy główki czosnku w różnych miejscach i obserwujemy, gdzie rozwiną się najlepiej. Szukamy informacji w Internecie, oglądamy filmy, pytamy. Potem piszemy dzienniczek albo raport z eksperymentu. No tak, do tej części najciężej przekonać. Podobnie jak do czytania instrukcji do zadania, albo napisania opowiadania na temat ulubionego zwierzaka, spotkanego podczas wczorajszej wycieczki. No ale nic dziwnego, wtedy zaczyna się bardziej „szkoła”.
Z czego się uczymy? Zabieramy ze sobą trochę książek i zeszytów ćwiczeń. Kiedyś były to kolorowanki i zeszyty do bazgrolenia, teraz szkolne podręczniki. Są dla nas jak kierunkowskaz – podglądamy, jakie wątki powinniśmy poruszyć, co zgłębić, o czym wiedzieć. I tylko podglądamy. Bo choć łatwiej mieć wszystko pięknie ułożone w jednej książce i jej się trzymać, to w przypadku naszych podręczników tak się nie da. Po przejściu drugiej klasy ze szkolnym elementarzem refleksję mamy smutną – tak nieintuicyjny sposób podawania wiedzy tylko zniechęca. Choć to bardziej czasochłonne, sami szukamy materiałów, obmyślamy plan, sposób uczenia i łączenia tematu przewodniego z lekcją angielskiego, przyrody, kultury itd. Ciekawe strony edukacyjne z materiałami wartymi wykorzystania znajdziecie u nas.
Zaś kiedy jesteśmy w drodze, to droga jest najważniejsza. Na niej się skupiamy i z niej wyciągamy jak najwięcej nauki. Bo na tym polega szkoła w podróży. Stół, książka i ołówek schodzą na drugi plan, a często w ogóle ich nie ma. Dobrze więc, że nasze podróże są tak mocno stacjonarne. Gdy się zatrzymujemy, zawsze przychodzi czas na to, by przy stole, z książką i ołówkiem uporządkować wiedzę.
Komentarze