Przejechaliśmy na rowerach setki kilometrów, a Marysia z nami. A tak dokładnie to ciągnięta za nami. Przez okienko swojej karety na dwóch kółkach, zwanej popularnie przyczepką, podziwiała islandzkie wulkany, szkockie jeziora i uroki polskich wsi. Jak ona tam tyle wytrzymała?! 

Czasami sama jestem pełna podziwu, że Marysia tyle wytrzymuje w przyczepce. No ale to jest jej królestwo, ona tam rządzi i urządza. Zamiast domku na drzewie, ma domek na kółkach, a które dziecko nie lubi swojego domku?!! Kiedy tylko wsiedliśmy do przyczepki, fotelik poszedł w niepamięć. I tylko stukaliśmy się w głowę, że nastąpiło to tak późno. Kochani, zapomnijcie o rowerowych fotelikach! Od razu kupujcie przyczepki. Nasze pierwsze wrażenia opisywaliśmy niedługo po tym przełomowym zakupie. Minął rok, przejechaliśmy razem dobrych 1000 km. W różnych warunkach i w różnym terenie, z górki i pod górkę, w deszczu i słońcu, po asfalcie i bezdrożach. To był zupełnie nowy rozdział naszych podróżniczych przygód i za każdym razem doskonale się bawiliśmy. Ubrani w bagaż doświadczeń podpowiadam jak sprawić, by przyczepkowe wycieczki były udane dla całej rodziny.

  1. Wygoda. To przede wszystkim. Nic nie może uwierać, ograniczać ruchów, ani kłuć w plecy. Dziecko musi się czuć dobrze. Choć trudno się oprzeć pokusie załadowania bagażnika po sam brzeg, sprawdźcie, czy bagaże nie ograniczają zbytnio przestrzeni życiowej malucha. 
  2. Wystrój wnętrz. Wiadomo, żeby poczuć się jak w domu, trzeba dodać swoje trzy grosze. Pozwólcie na to, byle tylko nie było zbyt ciężko. Jakiś wiszący breloczek, kolorowa chustka na stelażu, zestaw naklejek na ściance i będzie przytulniej.
  3. Zabawki na stanie. Muszą być, ale z głową. Ciągnąc za sobą przyczepkę dbamy o każdy gram. Jeden ukochany pluszak, zestaw kredek, mały notesik wystarczą. Resztę zabawek zbieramy podczas samej podróży — foldery turystyczne do czytania i bazgrania, patyki, kamyki, kapsle i inne jajka niespodzianki. Ich żywot jest zazwyczaj krótki i nawet nie wracają z nami do domu. Odkryciem w tym temacie są instrumenty. Oczywiście nie wszystkie, ale na przykład harmonijka ustna. Mała, lekka, poręczna. Marysia zachwycona, a dla nas to czysta przyjemność, kiedy umila nam drogę swoimi improwizacjami :).
  4. Gry słowne. Zabawki mogą się znudzić, a wtedy trzeba dziecko zabawiać własnymi siłami. Jednak kiedy pedałujemy nasze możliwości są ograniczone. Do dyspozycji mamy tylko mowę — królują więc zgadywanki, opowiadanki, wyliczanki, literowanie, sylabowanie. Zgromadźcie arsenał zabaw, angażujących zmysł mowy. I koniecznie się nimi z nami podzielcie! Choć są przypadki, gdy i ten sposób odpada — droga pod górkę, gdy wydusić z siebie możemy tylko sapanie.
  5. Atrakcyjny cel. Mając przed sobą cały dzień pedałowania zazwyczaj dzielimy trasę na etapy i planujemy miejsca postoju. Plan robimy wspólnie z Marysią, opowiadamy jej gdzie się zatrzymamy i co tam będzie ciekawego. Atrakcyjny cel pomaga wytrwać i wzmacnia cierpliwość. 
  6. Stop na żądanie. Jednak nie zawsze da radę wytrwać do samego celu. Czasami nosi malucha, chce nogi rozprostować, pobiegać, coś zjeść, zrobić kupę lub cokolwiek innego. Nie ważne co, jeśli chce TERAZ wyjść z przyczepki, należy TERAZ zrobić przerwę.
  7. Nie marudzimy przy dziecku. Czasami bywa ciężko — nam, ciągnącym przyczepki. Siódma godzina pedałowania, pada deszcz, droga pod górkę, spieszymy się, bo zmrok za pasem. Wyjaśnijmy dziecku, że to nie najlepszy moment na zabawę, ale nigdy nie marudźmy, nie wylewajmy przy nim swoich żalów ani obaw. To niestety szybko zaraża. 

Przed nami piękna jesień, a to doskonały czas na rowerowe wypady za miasto. Rodzinne wypady oczywiście. Nawet, jeśli nie wszyscy w rodzinie jeżdżą na rowerze. Rozwiązań dla chcących jest wiele. My już niedługo będziemy szukać nowego, bo Marysia wyrasta ze swojej karety na kółkach.