Co siedzi w małych głowach, które przejechały pół świata? Tylko pomyślcie, wszystko co nasze maluchy widziały, co słyszały, kogo spotkały, czego smakowały wpadło w maszynkę dziecięcej wyobraźni. Gdyby tylko mogły to nakręcić albo napisać książkę.
To temat z serii „Po co tam z nią jeździcie, przecież ona i tak nic nie będzie pamiętać”. A więc skoro nie pamięta, jak wyglądała świątynia na Mandalay Hill to znaczy, że nie miało sensu się z nią tam wspinać? Skoro nie jest w stanie odtworzyć sobie wycieczki do Tikal to znaczy, że zmarnowaliśmy czas i pieniądze? A pamiętacie z lekcji matematyki równania różniczkowe? Ja nie. Generalnie mało pamiętam z lekcji matematyki, ale wcale nie uważam, że były niepotrzebne. Wyciągnęłam z nich, co potrzebowałam.
Im Marysia starsza, tym bardziej widzę, jak mocno podróże na nią wpływają i jak wiele z nich wynosi.
Nastawienie do świata
Ciekawość i otwartość. Nie ucieka przed tym, co inne. Nie unika tego, czego nie zna. Nie odwraca się, gdy czegoś nie rozumie. Chce poznać, dotknąć, podejść bliżej. Jednocześnie na coś nowego i odmiennego nie reaguje zbyt gorączkowo. Wie już, że świat jest duży, kolorowy i z każdej strony wygląda inaczej. Że może zaskakiwać, zadziwiać i właśnie to jest w nim fajne. Kiedy ruszamy w podróż widzę w niej tę samą ekscytację, którą my odczuwamy. Już teraz dopytuje o nasz nowy dom w Katmandu. Spotkanie z górami będzie dla niej kolejnym nowym doświadczeniem.
Nastawienie do ludzi
Wie, że ludzie mogą być tak samo różni, jak wszystko na świecie. Rozumie, że ktoś mówi innym językiem, ma inny kolor skóry lub jakoś inaczej wygląda. Gdy ktoś ją zaskoczy nie gapi się i nie wytyka palcem. Jest zaciekawiona, gdy ludzie zachowują się inaczej. Przypatruje się, podgląda i sama próbuje. W buddyjskich świątyniach szybko zaczęła przyłączać się do modlących się ludzi. W Azji bez większego problemu zaczęła jeść ręką.
Przydatna wiedza praktyczna
Kiedy niedawno miała spotkanie z Panią psycholog wyjaśniła jej istotną życiową kwestię, o której ta doświadczona kobieta nie miała pojęcia! Mianowicie, że nie można wyciągać jedzenia, kiedy w pobliżu są małpy. Zwłaszcza w hinduskich świątyniach, w których mieszkają same małpie złodziejaszki i kiedyś porwały jej śniadanie. Nie wiem, jak to się stało, że ich rozmowa zeszła na temat małp :). Tłumaczyła koleżance, że różowe delfiny to nie tylko pluszaki dla dzieci, takie delfiny na prawdę żyją na świecie i lubią, kiedy karmi się je rybkami. Wyjaśnia dzieciakom, że nie trzeba zabijać i wyrzucać wszystkich robaków, bo niektóre można jeść i są bardzo smaczne. Opowiada, jak to pływając w oceanie trzeba uważać na niewidzialne meduzy, które szczypią i rybki z długimi nosami, które mogą ukłuć, a to boli. A w Kambodży to wcale nie trzeba jeździć w foteliku, ani nawet zapinać pasów w samochodzie. W kieszeni Marysia często nosi małego gumowego gekona — gdy ktoś zagadanie, opowiada z zapałem jak gekony wcinają komary, jak można je nawoływać „ge-ko, ge-ko” i wspomina, ile ich mieszkało w naszym domu w Bangkoku.
Nie jedna wychowawczyni szepcze nam na ucho, że nasza córka ma niezwykłą wyobraźnię. A przecież to nie bajki, tylko prawdziwe życie małego podróżnika!
Komentarze