Jeździć rowerem po Bangkoku to przygoda. Ale inne środki komunikacji także dostarczają wrażeń. Zresztą w tym temacie można w Bangkoku przebierać do woli — autobusy klimatyzowane, autobusy bez okien, łodzie, motorki, tuk-tuki, ryksze, metro, sky train. Każde rozwiązanie ma plusy i minusy, sprawdza się w pewnych sytuacjach, a w innych nie. I każde jest dla ludzi.

Bangkok to amok, tłok i korek bez końca. Smog unosi się nad miastem, a potem opada na wszystko lepką sadzą. Ale nie o tym mowa. Rzecz w tym, że w Bangkoku wszyscy chcieliby jeździć własnym samochodem. Wydaje się zupełnym bezsensem — jazda samochodem to notoryczne stanie w korku. Ale pokazanie się we własnym samochodzie, to oznaka lepszego statusu. A to ma znaczenie, dla Tajów bardzo duże. Tak więc co rano wsiadają do swoich samochodów i… stoją. A smog nad miastem coraz cięższy.

Władze Bangkoku nie specjalnie starają się, by tę tendencję zmienić. Na pierwszy rzut oka komunikacja publiczna w Bangkoku to porażka — autobusy są bez okien, BTS jest drogi, metro ma jedną linię, a taksówki stoją w korkach. Jednak nasze doświadczenia są wyjątkowo dobre.

Po pierwsze, spod naszego domu mogliśmy dojechać niemal wszędzie. Często w bardzo odległe miejsca. Często bez przesiadki.

Po drugie, żeby się w tym połapać wystarczą mapy Google. Korzystacie? Jeśli nie, to zacznijcie.  Z mapą na telefonie nie zginiesz. Dowiesz się czym pojechać, z którego przystanku i o której godzinie. W wielkim, nie znanym mieście, gdzie trudno się z kimkolwiek dogadać, to nieoceniona siła i komfort.

Po trzecie, trzeba umiejętnie dobierać środki komunikacji. Zależnie od sytuacji, okoliczności, pory dnia, pogody, czasu, jakim dysponujemy i kasy, jaką chcemy wydać. Oto nasze doświadczenia.

Autobusy

Nie są zbyt punktualne, ale jeżdżą dosyć często. Niestety stoją w korkach. Za to są najtańsze, zwłaszcza te bez okien. Cena biletu zależy od dystansu, więc kupując go należy umieć powiedzieć dokąd jedziemy. W godzinach szczytu są przepełnione, ale dla kobiety z dzieckiem szybko robi się wolne miejsce. Czasami toczy się w nich barwne życie. Oprócz kierowcy na pokładzie jest bileterka, ciągle grzechocząca puszką z drobniakami. Przy swoim miejscu zazwyczaj trzyma wielkie torby z zakupami, można zobaczyć, co będzie dziś na kolację. Wieczorami bywa, że klimat w autobusie staje się mocno… wyluzowany. Tajowie wiedzą, jak znajdywać przyjemność, w codziennych okolicznościach. Na przykład taka autobusowa przejażdżka, kiedy to muza gra na pełen regulator, bileterka tańczy, a kierowca wrzuca gaz w rytm muzyki.

Motor taxi

Drogie, cena jak za taksówkę na tym samym dystansie. Bo też zazwyczaj korzysta się z nich na krótkich dystansach. Podstawowa zaleta — nie stoją w korkach. Spokojnie można nimi jeździć z dzieckiem, a nawet z dwójką dzieci. Trzeba tylko uprzedzić, by ograniczyli szaleństwa, bo z reguły lubią szarżować. Jazda nimi jest bardzo przyjemna, zwłaszcza gdy ktoś lubi odrobinę adrenaliny. Wiatr we włosach, jazda chodnikiem, dziwne skróty, szybkie tempo, ocieranie się o autobusy. Minus — trzeba zapomnieć o dopracowanej rano fryzurze.

Łodzie

Przeróżna łodzie pływają po Chaop Praya i po kanałach. Klimat zupełnie inny niż na motorku, bo to pełen relaks. Jest wiatr, jest woda, jest czas na lekturę, jest życie na brzegu, które miło obserwować. Dodatkowo publiczne łodzie są bardzo tanie. Trzeba jedynie być na trasie rzeki lub kanału. Taki detal.

Taksówki

Nie znam miejsca na świecie, gdzie taksówki są tańsze, niż w Bangkoku. Godzinna podróż to jakieś 100 bth (10 zł). Dodatkowo są klimatyzowane i zazwyczaj w dobrym stanie. Kierowcy dosyć często mówią po angielsku. Wszystkie mają liczniki i jak się któremuś zapomni, trzeba rzucić „meter please”. Jak protestuje, proponuję wysiąść i złapać kolejną taksówkę. Nie jest to problemem na ulicach Bangkoku. Czasami mam wrażenie, że taksówek jest tu więcej niż prywatnych samochodów.  Żeby nie było tak pięknie — stoją w korkach. Jeśli jest to po drodze, można poprosić o trasę płatną autostradą. Koszt pokrywa klient, zazwyczaj 40 bth.

BTS / Sky Train

Drożyzna. Kiedy jedziecie całą rodziną, bardziej opłaca się wziąć taksówkę. No chyba, że zależy wam na czasie. Tutaj metro i BTS nie mają sobie równych. Pędzą jak szalone, mając korki w głębokim poważaniu. Obecnie BTS to zaledwie 2 linie, ale sieć rozbudowuje się bardzo szybko. Niedługo otwarte zostaną kolejne, którymi dojechać będzie można nawet do naszego Nonthaburi. Oprócz ceny jest jeszcze jeden mankament — jest tutaj jak w lodówce. Planując dłuższą podróż, koniecznie zabierzcie coś do zarzucenia na siebie, a zwłaszcza na dziecko. Widoki rekompensują tę niedogodność. Trasa BTSu wije się pomiędzy wieżowcami, nad autostradami i wąskimi uliczkami. A miasto widziane z góry to fantastyczny widok. Tutaj Mary zawsze przyklejała się do szyby. A gdy nie było wolnego miejsca, by to zrobić, głośno manifestowała swoje niezadowolenie. I choć robiła to po polsku, miejsce szybko się zwalniało.

Metro

Patrz jak wyżej. Z tą różnicą, że za oknem nie widać nic ciekawego. Nie widać nic.

Tuk-tuk

Obecnie to już głównie turystyczna atrakcja, w turystycznej cenie. Stoi w korku, nie ma klimy. No ale być w Bangkoku i nie przejechać się tuk-tukiem?

Bangkok to wielkie miasto. Choć transportowych opcji jest wiele, dojazd do centrum zjadał nam sporo czasu. Zrealizowanie 2 godzinnego zlecenia w centrum Bangkoku kosztowało mnie dobre 4 godziny podróżowania.  Ileż książek się wtedy czytało…