Wszędzie, gdzie tylko można schłodzić powietrze, należy schłodzić je do temperatury nie możliwej do zniesienia w stroju, który należy włożyć, by z kolei wytrzymać w miejscu, w którym chłodzenie nie działa. Wyższa logika? Nie, azjatycka choroba.

Kwadrans w taksówce może być przyjemnym doznaniem chłodu, ale kiedy przyjdzie nam spędzić noc w klimatyzowanym autobusie, sprawa robi się poważna. Bluza nie wystarcza, na koc nie ma co liczyć, czapkę rzadko zabiera się w tropiki. Tymczasem lodowate powietrze bucha prosto w twarz. Cóż zostaje? Zatkać czymś wylot powietrza nad fotelem. W naszym przypadku była to reklamówka z mandarynką (niektórzy wożą na te okazje taśmę klejącą). Niestety, nie pomogło. Po przyjeździe do Banaue Marysia się rozchorowała. A podróż była nie tylko zimna, ale też długa, siedzenia bynajmniej nie leżące, a ze szpar przy oknie wylazło bladym świtem kilka karaluchów. Te cudowne warunki oferuje popularny przewoźnik Ohayami. Jest kilku innych na tej trasie, nie różniących się specjalnie jakością. Koszt podróży to 450 pesos. Wyjazd z dworca Sampaloc w Manili. Sugeruję wcześniej zakupić bilety, bo zazwyczaj mają komplet. Dla dziecka, bez względu na wiek, trzeba koniecznie zakupić osobny bilet. Na własnym siedzeniu Marysia przespała większość podróży.

By obejrzeć tarasy w pobliżu Banaue darujcie sobie przewodnika. Jest zbędny. Zapytajcie ludzi o drogę i ruszajcie sami.

Pobudka przyszła o świcie, kiedy mgła i chmury skrywały urok tutejszych gór i ryżowych tarasów. Po przejrzeniu kilku potencjalnych sypialni (w tym rozsławionego przez Lonely Planet backpakerskiego People’s Lodge, który bynajmniej nie zachwyca) wybraliśmy Sanafe. Miły, czysty, rodzinny hotelik, z restauracją serwującą jadalne posiłki. Udało nam się nawet utargować cenę i większy pokój, z własnym łóżkiem dla Marysi.

By obejrzeć tarasy w pobliżu Banaue darujcie sobie przewodnika. Jest zbędny. Zapytajcie ludzi o drogę i ruszajcie sami. Najtańsze trekingi w odleglejsze miejsca oferują w hostelu People’s Lodge. Wystarczy podejść tam z samego rana i przyłączyć się do ekipy. Treking do Batat do koszt 500 pesos (z przewodnikiem i dojazdem). Ale za przewodnika najchętniej bym podziękowała. Czy za 500 pesos można oczekiwać czegoś więcej poza poganianiem, popędzaniem i cmokaniem podczas zbyt długiego robienia zdjęć? Jeśli nie, to przepraszam. Ja naiwnie oczekiwałam choćby krótkiej opowieści o okolicy. Teraz jestem mądrzejsza i śmiało stwierdzam, że przewodnik na tej trasie nie jest potrzebny. Trzeba tylko zorganizować sobie transport do rozjazdu dróg Banaue/Batat, zaś sama trasa jest jedna, a wycieczek tyle, że można iść ich śladem. W Batat jest kilka hotelików do przenocowania. No i rzecz istotna – moim zdaniem trasa ta nie nadaje się dla dzieci. Chyba że malutkie, w nosidełku. By zobaczyć tarasy w Hapao wystarczy wynająć trycykl. To koszt ok 700 pesos, dzielony na kilka osób. I mamy kolejną całodniową wycieczkę.

Żadnej smacznej jadłodajni polecić niestety nie możemy. Ciągle się zbieram do tematu filipińskiego jedzenia. Albo raczej ciągle się powstrzymuję, by jeszcze nie pisać na jego temat. Ciągle jeszcze mam nadzieję…