Filipiny to kraj katolicki. Kraj ludzi pobożnych i praktykujących. Ludzi słuchających słów z ambony. Nie ma wątpliwości. Widać to, słychać i czuć. Szczególnie dobrze widać, patrząc na filipińskie dzieci.Dzieci jest tutaj już niemal 40 milionów. To ponad 30% populacji Filipin.
To niesamowite, ale jeszcze w latach 60. liczba ludności Polski i Filipin była równa. Oznacza to wzrost o 300% w ciągu niespełna 50 lat. Oczywiście na Filipinach. Na terenach wiejskich każda rodzina posiada średnio 6-8 dzieci. Im więcej, tym duma ojca większa, a spódnica mamy dłuższa. Wiadomość, że Marysia jest naszym jedynym dzieckiem przyjmowali z kpiącym uśmieszkiem. A pytanie, czy to jedyne nasze dziecko, było jednym z pierwszych.
Wiadomość, że Marysia jest naszym jedynym dzieckiem przyjmowali z kpiącym uśmieszkiem.
Tak więc na Filipinach 40 milionów dzieci biega po ulicach i wiejskich drogach, wspina się po drzewach, bawi się w rynsztokach, uczy się w szkołach. Dzieci są wszędzie. Biegają gromadnie. Wokół każdej kobiety kręci się kilka umorusanych buziek. Nawet koło tej bezdomnej, śpiącej na kartonie. Wówczas dzieciaki opiekują się sobą, wychowują młodsze rodzeństwo, dbają o rodzinę. Pracują lub żebrzą. Znają na to ciekawe triki. Przykładowo przyklejają się do szyby restauracji, kiedy ktoś próbuje włożyć do ust kęs swego śniadania. Działa znakomicie. Kupujesz więc kilka dodatkowych kanapek dla głodnych dzieciaków. Jeśli zaczekasz chwilę zobaczysz, że za rogiem oddają je równie głodnej mamie, trzymającej na rękach głodnego niemowlaka. Dzieci dobrze wiedzą, że skuteczność zdobywania pieniędzy jest większa, gdy zna się angielski. Znają go i to bardzo dobrze. Zwłaszcza te żebrzące.
Obserwując zachowanie dzieci podczas zabaw z Marysią niezmiennie zachwycała mnie jedna rzecz — ich emocjonalna dojrzałość i życiowa mądrość. Można to zauważyć we wszystkich krajach słabiej rozwiniętych, gdzie rola dzieci nie ogranicza się do bycia grzecznym i odrabiania lekcji. Dzieci, które muszą opiekować się młodszym rodzeństwem, dorabiać do rodzinnego budżetu i ogarniać dom, nie mają wyjścia — muszą dojrzeć wcześniej. Stają się bardziej odpowiedzialne, wyrozumiałe i spostrzegawcze. Mimo barier językowych i kulturowych rozumieją zdumiewająco dużo. Są to wyjątkowo mądre życiowo dzieciaki. Czasami, próbując uspokoić zapłakaną i obrażoną na „coś” Marysię, patrzyłam takiemu w oczy, uśmiechałam się i po prostu było mi głupio.
W odpowiedzi na gwałtowny przyrost ludności na Filipinach 2 lata temu pojawił się projekt ustawy o „zdrowiu reprodukcyjnym”. Planowano wprowadzić edukację seksualną i bezpłatny dostęp do środków antykoncepcyjnych. Jednak Kościół oprotestował ustawę jako szkodliwą dla kobiet i dzieci. A Filipińczycy swych księży się słuchają. Projekt upadł. Antykoncepcja jest zła. Jedno dziecko to wstyd.
Filipińczycy bardzo lubią manifestować wiarę. Na wszelkie sposoby, byle nie było wątpliwości. Tak więc po ulicach jeżdżą jeepney’e z podobizną Chrystusa, na trycyklach wypisane są wyznania wiary, na lotniskach odbywają się msze między lotami, na statkach odmawia się modlitwę przed wypłynięciem z portu. Ludzie co chwila żegnają się, a nad drzwiami domów wieszają tabliczki i wypisują na nich, jak bardzo kochają Jezusa. Tak silne manifestowanie wyznania zaskoczyło mnie. Utożsamiałam to zjawisko z Ameryką Środkową, lecz tutaj jest nawet silniejsze. Ale o dziwo, nikt nas nie pytał, jakiego jesteśmy wyznania.
Komentarze