Kim jest „Jego Wspaniałość, Wielki Pan, Siła Ziemi, Nieporównywalna Moc, Syn Mahidola, Potomek Boga Winszu, Wielki Król Syjamu, Jego Królewskość, Wspaniała Ochrona”?

Najdłużej panujący współczesny monarcha. Najbogatszy na świecie monarcha (jak mówią poważne zachodnie rankingi). Jedyna (może obok armii) stabilna instytucja w kraju Syjamu. Ostateczne rozwiązanie w momentach największych politycznych kryzysów. Propagator rozwoju i demokratyzacji. Ojciec narodu, przez swój naród kochany i czczony niczym bóstwo. 86 letni. Praktycznie bez następcy (3 córki i 1 syn, słabo kwalifikujący się na monarchę).

Szacunek dla instytucji monarchii jest w świecie zjawiskiem powszechnym. Jednak przybywających do Tajlandii może zaskoczyć. Wizerunek króla zdominował tutaj przestrzeń publiczną i prywatną. Bhumibol Adulyadej zerka z plakatów i mega boardów, w ważnych punktach miast widzimy ołtarze ku czci królewskiej rodziny, w szkołach i instytucjach jego spojrzenie wita przy wejściu, w każdym sklepiku i restauracji zerka w talerz, w taksówkach i autobusach towarzyszy w drodze. Jego podobiznę znajdziemy na znaczkach i banknotach. Hasło „Long live the King” rozświetla nie jeden most. Seanse kinowe poprzedzane są krótkim filmem na cześć Króla oraz hymnem. Hymn rozbrzmiewa co rano w każdej szkole, w telewizji, w miejscach publicznych. Wówczas ruch zamiera. Uczniowie, urzędnicy, przechodnie zatrzymują się i pochylają głowy. Gdyby zajrzeć do portfeli Tajów, zdjęcie Króla znaleźlibyśmy obok rodzinnych fotografii. Jego portret jest obecny w każdym domu, od apartamentu w Bangkoku po drewnianą chatę na dalekiej prowincji. Nawet w naszym.

No właśnie, czy w każdym? Czy w Tajlandii można sobie pozwolić na nie czczenie Króla? Czy można mieć poglądy antymonarchistyczne? Za obrazę majestatu Jego Królewskiej Mości grozi kara więzienia do 15 lat. Nie ma w tej kwestii odstępstw, przymykania oka ani litości. Spotkało to nie jednego białego, który odmienności kulturowej Tajów nie chciał zrozumieć, a swą białą skórę uznał za nietykalną. W więzieniu wylądował Amerykanin, który udostępnił w necie nieautoryzowane i niepochlebne fragmenty biografii Króla. Kara więzienia grozi za posiadanie nielegalnej kopii zakazanego w Tajlandii filmu „Anna i król„, w którym Król został pokazany w nieprzychylnym świetle. W więzieniu lądują dziennikarze, piszący krytyczne wobec Króla teksty. Zablokowano Tajom dostęp do You Tuba, kiedy pojawił się w nim film wyśmiewający Króla. Niszczenie portretów, rzucanie banknotami, zrywanie plakatów z podobizną Jego Wysokości zostanie uznane za obrazę. Czasem lepiej dwa razy pomyśleć, gdy w imprezowym amoku na Khao San Road postanowimy przetestować miłość Tajów do swojego Króla.

A co z samymi Tajami? Czy wszyscy Króla kochają? Wygląda na to, że tak. Zadziwia jednak, że przychodzi im to tak bezdyskusyjnie, bezrefleksyjnie i bezkrytycznie. Czy to strach? Czy to dążenie do utrzymania spokoju ducha spod hasła „mai pen rai”? Czy to tak charakterystyczna dla nich obawa przed „utratą twarzy” w chwili publicznego okazania emocji? Czy to azjatyckie silne poczucie jedności i oddania dla sprawy. Czy to azjatycki respekt przed autorytetem? Czy podatność na manipulację królewskiej propagandy? Czy jeszcze inne czynniki, których odmienność kulturowa nie pozwala nam odkryć? Myślę, że wszystko po trochu. Od samych Tajów niestety nie wiele usłyszymy. Próby rozmowy na temat Króla są szybko urywane, to po prostu nie jest temat do dyskusji. Nie ośmielę się tego oceniać. Jestem tu gościem i daleka droga do pojęcia różnic między nami. Jako chwilowy obserwator, pochodzący z odmiennego kręgu kulturowego, widzę w tym coś dziwnego, a nawet budzącego lekki niepokój. Gdyby jednak przestać „po naszemu” analizować, łatwo można poddać się królewskiej euforii, zwłaszcza w dniu jego urodzin.

Jeszcze kilka dni wcześniej na ulicach Bangkoku rozbrzmiewały krzyki demonstrantów, eksplodowały armatki wodne, powietrze wypełniał gaz łzawiący, zaczęły nawet padać strzały. Ale dzień przed urodzinami króla stał się cud. Zamieszki ustały. Konflikt między obozem żółtych demokratów i czerwonych prorządowców został zawieszony. Wszyscy chwycili się za ręce i zaczęli sprzątać miasto. O tak:

Podczas uroczystego dnia 5 grudnia (urodziny Króla to święto narodowe) wrogowie złapali się za ręce, zapalili świeczkę i odśpiewali „Niech żyje Król!”. W tym dniu rządził tylko jeden kolor – żółty (kolor urodzonego w poniedziałek króla). Wszyscy wylegli na ulice, całymi rodzinami. Jedli, pili, piknikowali, puszczali latawce, oglądali defilady, pokazy sztucznych ogni, turnieje Muay Thai, puszczali lampiony. Dzieci świętowały Dzień Ojca (dzień urodzin Króla jest tajskim dniem ojca). Miliony więźniów liczyły na królewską łaskę i opuszczenie więzienia (z okazji urodzin Króla tysiące więźniów otrzymuje King’s Pardon). Bo Król to ojciec wszystkich Tajów. Dużych, małych, młodych, starych, nawet tych, co zeszli na złą drogę.