Domykając walizy przed najdłuższą podróżą z Mary w plecaku wspominamy, jak to było podczas pierwszych wspólnych wyjazdów. Sama Mary tego nie pamięta. My jeszcze trochę pamiętamy… tylko, czy ona rzeczywiście była taka mała?
Mary miała prawie 3 miesiące. Czas najwyższy, aby zobaczyła coś więcej niż łódzkie parki i wzniesienia. Była zima, a nas ciągnęło w góry. Skrzyknęliśmy znajomych, zapakowaliśmy majdan i ruszyliśmy w stronę Alp. A majdan był konkretny – pieluszki, butelki, buteleczki, mleka, laktator, elektroniczna niania. Przezabawne rzeczy zabraliśmy ze sobą, jak na snowboardowy wypad.
Jako świeżo upieczeni staruszkowie zastanawialiśmy się, jak to będzie z dzieckiem. A było tak:
- 10 godzinna podróż błogo przespana, w przerwach zatrzymywaliśmy się na cycka i rozprostowanie kości.
- Na miejscu znalazło się dziecięce łóżeczko, co uprzyjemniło noce.
- Nie znalazła się wanienka, więc uskutecznialiśmy kąpiele w prysznicowym brodziku. Da się!
- Obowiązywał harmonogram wyjść na deskę, wspólne jeżdżenie niestety nie wchodziło w grę. Korzystała z tego cała reszta, bo dyżurny rodzic oprócz karmienia, przewijania i uprawiania spacerów, powracającą z deski ekipę witał gorącym obiadem.
- Wieczorami Marysia ubarwiała nasze życie i towarzyszyła w biesiadach. Szerokie grono wujków i cioć stawało się normą.
- Ja czasami dyskretnie wymykałam się, by dać cycka lub odciągnąć mleko na dyżur taty.
W Alpach Mary po raz pierwszy zareagowała na swoje odbicie w lustrze! Życie płynęło spokojnie, sielsko i wiejsko. Osobiście doskwierał mi tylko brak kondycji. Ale czego mogłam się spodziewać 3 miesiące po porodzie. Zmianowy system jeżdżenia był mi na rękę. Na stoku wypijałam więcej herbat niż zazwyczaj, częściej podziwiałam widoki i testowałam poziom wody w śniegu. Generalnie, pierwszy rodzinny wypad dobrze wróżył na przyszłość.
Po dwóch miesiącach znowu wyruszyliśmy. Tym razem do Berlina. Nie było już sielsko tylko aktywnie i wielkomiejsko. Karmienia w parkach lub w knajpach. Spacery po muzeach. Wycieczki metrem. Wózek był naszym wiernym towarzyszem i wszędzie był mile widziany. Wpychał się między stoliki w knajpach. Odjeżdżał wielopiętrowe muzea. Mogła tam Mary poobcować z wielką kulturą, co na pewno dobrze jej zrobiło na przyszłość.
W Berlinie wyszedł Marysi pierwszy ząbek! Fajne są takie wspomnienia.
A potem były kolejne podróże… Czy Marysia coś z nich pamięta? Pewnie, że nie. Ale od małego doświadcza stylu życia i bycia, który jest naturalny dla naszej rodziny. Dzięki temu jest doskonałym towarzyszem podróży i możemy więcej przeżywać razem. Dorasta widząc, że świat jest duży i różnorodny, że ludzie mogą być kolorowi, że modlić się można w różnych świątyniach, a mówić dziwnymi językami, że ludzie i zwierzęta mogą być inni niż ci poznani do tej pory. I to wszystko jest całkiem OK.
Komentarze