To pytanie zadaję sobie przed każdym wyjazdem. Zawsze chcę go brać i czuję, że tak będzie lepiej. Potem okazuje się, że go nie ma i wszystko jest ok.

Zalet wózek ma wiele. Pozwala szybko i sprawnie się przemieszczać – na nogach malucha nie można polegać, a zapał do chodzenia szybko się kończy. Pozwala oszczędzić siły – każdy maluch swoje waży, bez znaczenia czy niesiony na rękach, czy w nosidełku. Pozwala lepiej wykorzystać czas – można kontynuować wycieczkę nawet, kiedy dziecko śpi. Dzięki wózkowi, można też pozwolić sobie na wieczorne wyjścia. Ta opcja jest po prostu wygodniejsza dla wszystkich. Ale nie zawsze…

Wózek nie w każdych warunkach się sprawdza. Trudno nim jeździć po piasku, bo błocie, po nierównościach, po schodach. Czasami trudno go spakować do środków transportu. Dodatkowo, jest on po prostu kolejnym gratem, który trzeba przewozić i którego trzeba pilnować. Potrafi ograniczać ruchy, np. kiedy trzeba go przenosić.

Tak więc wszystko zależy od tego, jak wyglądać ma podróż. Jeśli jest stacjonarna, wózek nie będzie ciążył. Ale czy się przyda? Jeśli wynajmujemy samochód, liczba gratów nie gra roli. Jeśli przemieszczamy się często i komunikacja publiczną, wózek będzie przeszkadzał. Jeśli planujemy trekkingi, wycieczki do lasu, spacery po plaży, zwiedzanie ruin i starych miast – wózek się nie sprawdzi. Kluczowy jest też wiek dziecka i żadne to odkrycie, że im starsze, tym łatwiej obejść się bez wózka. Myślę, że dziecko trzeba „uczyć” chodzenia, przyzwyczajać do faktu, że gdzieś trzeba dojść na własnych nóżkach. Zaczęliśmy tę praktykę z Marysią.

Można z góry założyć, że w każdej podróży będą chwile, kiedy wózek się przyda i takie, kiedy będzie przeszkadzał. Tu po prostu trzeba podjąć „męską” decyzję. I tak coś myślę, że w kolejną podróż pojedziemy bez wózka…

Kiedy zapadła decyzja, że bierzemy wózek do Birmy, kupiliśmy na allegro używaną składaną „parasolkę” za 100 zł. Polecam to rozwiązanie dla niezdecydowanych. Może się przyda. A jak się okaże bezużyteczny, nie będzie żal zostawić go gdzieś po drodze.