Zarówno w czasie podróży, jak i przez pierwsze dni w Gwatemali, Marysia albo zasypia ze zmęczenia, albo wariuje w euforii. Nie zważa na porę dnia ani godzinę. Kiedy uznaje, że się wyspała, to chce jeść, pić, siku i rysować pieska z małpką. To nic, że jest 5 rano i ciemność, że oko wykol. Jeszcze gorzej, kiedy zasypia o 17.00, a my widzimy, że nie zapowiada się na krótką drzemkę.
Niestety żadne rozsądne argumenty na temat przystosowania się do nowego czasu nie działają. Zaś przestawianie się w trybie „naturalnym” trwa około tygodnia. Jak przyspieszamy ten proces:
- Robimy wszystko, by spała w nocy. Zapewniamy atrakcje przed snem, by kładła się jak najpóźniej i była jak najbardziej zmęczona. Dzięki temu nie obudzi się bladym świtem. A jak zacznie się budzić udajemy, że wszyscy jeszcze śpią. Niech przeleży jak najdłużej.
- Robimy wszystko, by nie spała za dnia. Drzemki są potrzebne, ale jeśli trwają zbyt długo po prostu ją budzimy. Inaczej noc pójdzie na straty.
Zmiana czasu „na zachód” jest jakoś mało życiowa. Kiedy przychodzi wieczór i życie się rozkręca, my odpadamy. Bladym świtem jesteśmy gotowi do życia, tymczasem nie ma nawet gdzie zjeść śniadania. Ludzie śpią, wszystko zamknięte, po ulicach krążą lunatycy. Zaś w połowie dnia dopada nas kryzys. Po powrocie do Polski wcale nie jest lepiej. Wstać rano do pracy znaczy tyle samo, co zerwać się w środku nocy. A wieczorem zamęczamy barmanów w zaprzyjaźnionych lokalach, bo spać nie można.
Za to zmiana czasu „na wschód” zdaje się idealna. Po przyjeździe do Azji rzucamy się w wir życia. Choć jest środek nocy, nikomu w głowie iść spać. Nawet Marysi – kiedy już sami padaliśmy na łóżku skakała po naszych głowach, wykrzykując „wstawać! wstawać! jeszcze nie pora spać!”. Oczywiście część dnia przesypiamy, za to kiedy wstaniemy, włączamy się w życie tętniące pełną parą. Jeszcze lepiej jest po powrocie do domu. Poranne wstawanie nie jest problemem, wręcz przeciwnie. Dni stają się długie i wydajne. Zaś z wieczornym przysypianiem łatwo sobie poradzić popołudniową drzemką.
Dziś szósty dzień w zmienionym czasie i są postępy – kiedy wstaliśmy było już jasno. Liczę bardzo, że uda się nie zasnąć przed 23.00. Mamy do dyspozycji 100 metrowy zielony taras, idealny do wypicia winka, gdy młoda zaśnie, a z ulicy dobiegać będą gwatemalskie songi…
Komentarze