Teoretycznie podróżowanie po Ameryce Środkowej komunikacją publiczną jest nawet kilkanaście razy tańsze niż inne formy przemieszczania się. Patrząc na ceny pojedynczych biletów, dokładnie tak jest, więc teoria prawdziwa. Jednak w praktyce wygląda to nieco inaczej, zwłaszcza gdy bilety liczymy na całą rodzinę.
Pojedynczy bilet w lokalnych gwatemalskich środkach transportu to zazwyczaj 30-40 qecali za jeden odcinek. Ale „lokalsy” kursują tylko na krótkich trasach, więc zazwyczaj musimy złapać kilka busów i kupić kilka biletów. Ponadto, podróżując lokalskim busem z dzieckiem zazwyczaj kupujemy trzeci bilet, by ułatwić sobie przetrwanie w tłoku i między kurami. Do tego trzeba dodać ewentualne taksówki, by zmienić dworzec autobusowy. Podliczając powyższe, wychodzi, że podróże komunikacją publiczną są tańsze, ale o około 70% (aż? tylko?).
Jednak publiczna komunikacja to nie tylko chicken busy, które zresztą nie wszędzie docierają. Na wielu trasach jeżdżą tylko ciasne mini busy, gdzie normą jest sadzanie 6 osób w 4-osobowym rzędzie. Pan „naczelnik” busa (obok kierowcy, to drugi etet na pokładzie) na pewno zadba, by przestrzeń się nie marnowała. Na dłuższych trasach jeżdżą także „PKS-y”, dostępne w różnych klasach. I tak autobusy II klasy w Gwatemali poza formą nie wiele różnią się od chicken busa, a właściwie są gorsze. Zdecydowaliśmy się na taki w Rio Dulce, by dojechać do El Florido, mieściny przy samej granicy w Hondurasem. Wsiedliśmy i… postanowiliśmy wysiąść. W autobusie zaduch, brak miejsc siedzących, dzieci i kury. Kierowca, widząc że może utracić cennych klientów, przekonał nas, że za pół godziny znajdą się miejsca, a tymczasem zostaliśmy uraczeni plastikowymi stołkami w przejściu. Jako jedyni w całym zapchanym autobusie! Wobec takich argumentów, ulegliśmy. Cena tej przyjemności jest taka sama, jak cena chicken busa.
Są też autobusy lokalne I klasy. Nie przewozi się w nich zwierząt, nikt nie puszcza pawi pod siedzenia, a nawet działa klimatyzacja. Cena około 100% wyższa od autobusu II klasy. W Hondurasie działają dodatkowo przewoźnicy klasy Premium, np. Hedman Alas. Można się z nimi przejechać także do ościennych krajów. Podróż naprawdę w warunkach premium i za premium cenę. Za rozkładane fotele, klimę, pachnący kibelek i wodę na pokładzie płacimy ok. 300% więcej niż za standardowy lokalny autobus. Niestety cena nie obejmuje krótszego czasu dojazdu, tamtejsi kierowcy są szaleńcami bez względu na klasę autobusu, który prowadzą. Jednym słowem, szybciej się już nie da. Również niestety, niewiele jest nocnych autobusów (może tylko między kilkoma dużymi miastami). To feler, bo na przemieszczanie się schodzi strasznie dużo czasu. Statystycznie, z miesiąca podróży ok. tygodnia spędzamy w drodze.
Jakie więc autobusy nie należą do komunikacji publicznej? Teoretycznie organizowane przez hotele i biura podróży. Jednak w rzeczywistości, kupując bilet w biurze podróży, zapłacimy dodatkowo za pośrednictwo w zakupie biletu na publiczną komunikację.
Jakie z tego wszystkiego wnioski? Najtaniej będzie, jeśli będziesz jechał jak najdłużej, w jak najgorszych warunkach. Do ciebie należy decyzja, czy masz czas oraz wystarczająco dużo dystansu do siebie i rzeczywistości. My z reguły mamy ich sporo.
Komentarze