W Asuanie Nil tak bardzo przykuwa uwagę, że zapomina się o reszcie. Czyli o mieście. Zakurzonym, zaśmieconym, jakby opuszczonym. Ale to wrażenia osoby, która przybyła tu w czasach porewolucyjnego odpływu turystów i zerka na miasto od strony promenady. Niegdyś tłoczna i barwna aleja, dziś plastikowe worki wiatr przewiewa po kątach. Jednak Asuan nie jest senny ani opuszczony. To trzecie co do wielkości miasto Egiptu, wielkie, gęsto zaludnione i strategicznie położone (ze względu na tamę). Mimo odpływu turystów życie tutaj tętni, trzeba tylko przejść na drugą stronę promenady i zanurzyć się w wąskich uliczkach miejskiego suku. I koniecznie musicie to zrobić! Choć zużytych reklamówek i innych śmieci będzie jeszcze więcej, staną się one naturalną częścią krajobrazu. Jak wszędzie w Egipcie, ale o tym przy innej okazji. Jednak wędrówki po mieścei polecamy zostawić na wieczór, kiedy życie w suku zaczyna tętnić, a wśród uliczek znaleźć można ciekawe sklepiki, osobliwych mieszkańców i nietuzinkowe miejsca na kolację. W ciągu dnia lepiej zwiedzić okoliczne wzgórza i nacieszyć oczy Nilem.
Wzgórza zachodniego brzegu oferują wiele atrakcji. Jak na dłoni widać Groby Książąt Nubijskich, koptyjski klasztor św. Szymona oraz mauzoleum Agi Chana. Najwyżej położone są Groby Książąt i właśnie tam się udaliśmy. Groby jak groby, chyba już zbyt wiele ich widzieliśmy, by się zachwycać. Ale ze szczytu widać rzekę oraz to, co po drugiej stronie gór – błękitne wioski nubijskie, odległe dzielnice miasta. To jakoś nigdy nam się nie nudzi, choćby w tysięcznej odsłonie. Piękne miejsce na dłuższą przerwę, choć słońce pali niemiłosiernie. Nie chce się schodzić i kusi, by granią przejść dalej, do mauzoleum. Nie znaleźliśmy jednak żadnej ścieżki, więc podpłynęliśmy łodzią. Ale znacie naszą słabość do Nilu – już z tej łodzi nie wysiadaliśmy. Delektowaliśmy się okolicą z poziomu rzeki.
A co na wschodnim brzegu? Tu także sporo atrakcji, te jednak rozrzucone są po mieście i najlepszym rozwiązaniem jest wynajęcie taksówki, która zabierze nas do wybranych miejsc. Zdecydowaliśmy się zobaczyć miejskie kamieniołomy, świątynię Izydy i Wysoką Tamę. Asuan był kopalnią budulca dla wielkich luksorskich świątyń i grobowców. W jednym z tutejszych kamieniołomów, co ciekawe leżących w środku miasta, zachował się obelisk. Miał stanąć w Luksorze, lecz podczas prac pękł i niedokończone dzieło pozostawiono uwięzione wśród skał. Pięknie widać tu skalę staroegipskich dokonań. W mieście i okolicy jest sporo świątyń. Warta odwiedzenia jest świątynia Izydy, bajkowo położona na wyspie Philo. Uwaga, bilet wstępu do świątyni nie uwzględnia przeprawy na wyspę, zaś przystań obstawiona jest przez zdesperowanych właścicieli łodzi, którzy wiedzą, że i my jesteśmy zdesperowani. Mamy bilet, musimy dopłynąć. Ceny za przepłynięcie startują od 200 LE, zeszliśmy do 100 LE w obie strony. To sporo przy bilecie wartym 60 LE (30 LE dla dziecka). Warto więc przed wejściem zgromadzić większą ekipę, ale w czasach turystycznej posuchy bywa to trudne.
Wysokiej Tamy nie mogliśmy sobie darować. Niby nic specjalnego, całkiem współczesna tama. Betonowy mur na wodzie. Jednak wielkie przedsięwzięcia bardzo nas przyciągają. Wszak ta tama zatrzymała Nil! Z jednej strony malownicza katarakta, z drugiej rozległe wody największego na świecie sztucznego jeziora, a na horyzoncie pustynne wzniesienia. Budowana przez całe lata 60. z finansową pomocą ZSRR, uhonorowanego jakże dobrze znanym nam dziełem – pomnikiem przyjaźni egipsko-radzieckiej. Uregulowała Nil, ograniczyła powodzie, pozwoliła rozwinąć rybołówstwo, a wodna elektrownia pokrywa większość egipskiego zapotrzebowania na energię. Jest jednak druga strona medalu – ekologiczna klęska oraz tragedie związane z przesiedleniem 60 tysięcy rdzennych mieszkańców tych terenów. Wielkie przedsięwzięcia. Cuda inżynierii i przyczynki równie wielkich katastrof. W oddali widać kolejną świątynię, pięknie położoną nad wodami Jeziora Nassera, jednak tam już nie dotarliśmy. W drodze powrotnej minęliśmy starą brytyjska tamę zbudowaną ponad 100 temu. Małą, zgrabną, uroczą konstrukcję w sercu miasta. Różnica skali obu przedsięwzięć powalająca.
Jest jeszcze jedno miejsce warte zobaczenia w Asuanie, ale zanim się tam udacie możecie już zwolnić taksówkę. To muzeum Nubijskie. I musicie zawierzyć naszemu wyczuciu, bo sami nie zdążyliśmy tam dotrzeć – wybraliśmy to, co stało się celem nadrzędnym naszej wyprawy na południe, czyli gapienie się na Nil. Jednak w przyszłości planujemy nadrobić tę zaległość. Muzeum mieściło się niegdyś na wyspie Elefantyna, kilka lat temu zbiory przeniesiono w nowe miejsce.
Komentarze