„Dzieci kochane! Widzieliście co stało się w Nepalu? Może teraz odechce Wam się tego jeżdżenia.” Zawsze zaskakuje mnie ta logika. Choć  rozumiem, to logika tych, którzy tęsknią  i zamartwiają się, kiedy nas nie ma. My tymczasem myślami jesteśmy w Nepalu cały czas. Ciałem daleko, choć czasami wyrywa się, by pojechać, pomóc, coś zrobić.

Próbuję wyobrazić sobie, co bym niby zrobiła. Pobiegłabym starą drogą od Kalimati, przez rzekę, wspięła się wąskimi uliczkami do Durbar Square. I tu… pewnie bym się rozpłakała. Tylko kto teraz potrzebuje mazgającej się baby na ulicy. Choć wszystkim chce się płakać, najważniejsze jest ogarnięcie się i zakasanie rękawów. No więc otarłabym łzy i wzięła się w garść. I co dalej? Odgruzowywać? Przecież trzeba wiedzieć jak, by nie naruszyć zwaliska i nie przysypać tych, co może gdzieś tam uwięzieni. Udzielać pierwszej pomocy? Wstyd się przyznać, ale potrafię dezynfekować rany i naklejać plaster. Podawać ludziom wodę, ocierać łzy, dodawać otuchy, trzymać za rękę? Jak najbardziej, ale nie to najważniejsze w tej chwili. Teraz ważne są silne ręce, ciężki sprzęt, wytrzymałe samochody, samoloty z lekarstwami, paczki z ryżem.

Jestem w Nepalu myślami, ale cieszę się, że to trzęsienie ziemi nie zastało nas na miejscu.

Pobiegłabym więc do domu, by pisać do całego świata o tym, co się stało. Co ja mówię, przecież nasz dom zniszczony, prądu brak, Internet nie działa. Pobiegłabym do Marysi, schowanej gdzieś w ogrodzie razem z Rekhą i Tigerem. I pewnie wolałabym jej już nie opuszczać. Nerwowo zerkałabym w telefon, by powiadomić najbliższych, co i jak z nami. Odszukalibyśmy latarki, pozostałe jedzenie, ciepłe rzeczy, by przetrwać noc w ogrodzie. Potem szukalibyśmy sposobu na bezpieczne wydostanie rodziny w Katmandu, z Nepalu, poza strefę wstrząsów. Tak mogłoby być, gdybyśmy tegoroczne azjatyckie zimowanie nie zaczynali, a kończyli w Nepalu. Taka mała zmiana w planach, a jaka wielka.

Nepalowi potrzebna jest pomoc. Nepalczykom potrzebna jest pomoc. Najpierw pierwsze potrzeby, potem ocieranie łez i trzymanie za rękę, wreszcie wsparcie w odbudowie i powrocie do „normalnego” życia. Jeśli tylko chcecie dać coś od siebie, zróbcie to! Zastanówcie się tylko, co możecie zrobić najlepiej, w czym jesteście dobrzy, czym dysponujecie. Nie trzeba jechać i odgruzowywać Katmandu. Można zorganizować zbiórkę pieniędzy na imprezie i przekazać organizacji pomocowej. Można zebrać potrzebne dobra, ale upewnijcie się co naprawdę jest tam potrzebne. Można uświadamiać ludzi. Można wysłać maila do znajomych z Nepalu. Nie macie pojęcia, jak bardzo są wdzięczni nawet za tak proste gesty wsparcia ludzi z drugiego końca świata — okazaną pamięć, troskę, modlitwy, trzymanie kciuków.

Jeśli chcecie przekazać pieniądze na pomoc dla Nepalu, na naszym blogu znajdziecie listę organizacji, którym naszym zdaniem warto zaufać. Możecie wspomóc doraźne potrzeby (PAH), możecie wspomóc konkretne miejsca (WSPARCIE WIOSKI SYABRU, w której działała założona przez Polaków charytatywna piekarnia), możecie wesprzeć edukację w zniszczonych wioskach (ODBUDOWA SZKÓŁ W JHARKOT). To działania prowadzone przez polskie fundacje i podoba nam się, że można z nimi pogadać, zapytać co obecnie robią, sprawdzić, jak im idzie. Możecie też przekazać datki poprzez międzynarodowe portale i organizacje, specjalizujące się w podobnych działaniach. Dłuższą listę znajdziecie na stronach National Geographic.

Zerknijcie i sami oceńcie, jak możecie pomóc. My mamy do Nepalu ogromny sentyment, który dodatkowo podkręca chęć pomocy. Mam nadzieję, że jeśli nie byliście i sami tego nie zaznaliście, to może chociaż trochę zaraziliśmy was naszymi nepalskimi historiami. Bardzo się staraliśmy.

 

 

 

Rekha, jej rodzina, pies Tiger — wszyscy cali i zdrowi. Niestety nasz dom został uszkodzony. Ale nie tak, żeby nie dało się naprawić. Prawdę mówiąc, remont już dawno mu się należał.
Kalimati, nasza dzielnica. Położona wzdłuż rzeki, zabudowana głównie slumsami. A te nie mogą pochwalić się solidną konstrukcją. Podejrzewam, że w tej części miasta wiele domów leży w gruzach.  A przypominam sobie, jak na tydzień przed zjazdem SAARC odświeżano dzielnicę — wylewano asfalt, malowano pasy, sadzono kwiaty…

 

 

 

Durbar Square, Patan, Bakhtapur. Trzy stare stolice Nepalu. Piękne, pełne zabytków, magiczne miejsca. Zawsze pełne ludzi, którzy między starymi świątyniami prowadzili codzienne życie lub tak jak my, po prostu siedzieli i delektowali się słońcem. Duża część każdego z tych miejsc leży w gruzach.

 

Swayambhunath. Położona na wzgórzu.Świątynia Małp. Miejsce, do którego Marysia ciągle chciała wracać, całkiem niedaleko naszego domu. Centralna stupa świątyni stoi. Runęła jedna z wielkich białych sikhar oraz budynki klasztorne. A także ten oto uroczy sklepik 🙁

 

Bodnath. Jedna z największych stup na świecie. Stoi, choć jest uszkodzona. Runęło wiele budynków dookoła niej, domów, sklepików, lokalnych biznesów.

 

 

Zabytkowa wieża Dharahara z XIX wieku. Miejsce weekendowych wycieczek. Przy ładnej pogodzie można było podziwiać całe Katmandu. Ten długi cień nie będzie się już kładł na okoliczne domy. Wieża runęła. Razem z kilkudziesięcioma nieszczęśnikami, którzy wtedy podziwiali miasto.

 

Pokhara, choć jest położona bliżej epicentrum wstrząsów, ucierpiała znacznie mniej niż Katmandu.

 

Himalaje. Ghandruk. Nie znalazłam żadnych informacji co z miasteczkiem, Wiele wiosek, zwłaszcza w rejonie Ghorka, zostało całkowicie zniszczonych. Z Mount Everest zeszła olbrzymia lawina, która zabiła kilkunastu himalaistów. A sezon właśnie się zaczynał…