O nepalskim jedzeniu słyszeliśmy tyle, że dosyć średnie, monotonne, bezmięsne, a w górach strasznie drogie. Więc my mówimy, że wręcz przeciwnie. Wcale nie tak. Jest dokładnie odwrotnie. Nepalczycy potrafią doskonale gotować, piec i robią pyszną kawę.

Zauważyliśmy, że w nepalskich kuchniach często rządzą mężczyźni. W naszej dalekiej od turystycznego ruchu dzielnicy, w każdej odwiedzanej knajpie obsługa była w 100% męska. Panowie pracowali na sali i w kuchni. Podczas trekkingu w Himalajach było podobnie. Często zerkaliśmy do kuchni, tak już mamy, a tam niemal zawsze młodzi chłopacy lub ojcowie rodzin. Kobiety w tym czasie prały, biegły po zakupy lub zajmowały się dziećmi. Nie chcę powiedzieć, że kobiety w Nepalu nie potrafią gotować. Chcę tylko powiedzieć, że faceci w Nepalu są świetnymi kucharzami.Nepal ma własną tradycyjną kuchnię, choć widać w niej silne wpływy hinduskie i tybetańskie. Jest to kuchnia dosyć prosta, bazująca na ryżu i warzywach, ale nie stroniąca od mięsa. Mięso kurczaka, jaka, czy wołu jest powszechnie dostępne. Wszystkie potrawy są niezwykle aromatyczne. Używa się wyrazistych przypraw i dodatków. Nic dziwnego w kraju, gdzie lodówki są rzadkością, a prąd jest notorycznie odcinany. 

Warto jeść w lokalnych knajpach. Wszystko jest dobre, świeże i kosztuje grosze. Ale ostrzegamy! Same knajpy nie wyglądają zbyt dobrze.

Czym więc się raczyliśmy? Po pierwsze lokalnymi specjałami. Uwielbialiśmy narodową potrawę Nepalu czyli dal bhat. Bhat czyli ryż, podaje się z zupą z soczewicy, czyli dalem. Do tego dowolne curry, duszone warzywa, pikle, często też jogurt. Całość podawana jest na thaali — tacy z mniejszymi przegródkami lub małymi miseczkami. Tradycyjnie dal bath je się ręką. Do ryżu dodaje się pozostałe składni, ugniata palcami i zjada. Niby prosta sprawa, ale tylko pozornie. Marysia marzyła, by nauczyć się jeść ręką tak, jak to robią Neplczycy. Nadal trenuje przy różnych okazjach.

Kolejne popularne danie to oczywiście momo — pierożki z nadzieniem mięsnym, serowym, warzywnym, znaleźliśmy nawet z czekoladowym. Zazwyczaj gotowane na parze i te są chyba najsmaczniejsze, ale warto spróbować smażonych i duszonych w sosie chilli. Kiedy zobaczycie na ulicy wielki gar, spod którego bucha para, znaczy, że sprzedają tu momo.

Blisko stąd do Indii więc w nepalskiej kuchni królują wszelkiego rodzaju curry, na każdym rogu można kupić nany na milion sposobów, a popularną przekąską są smażone na głębokim tłuszczu samosy, pikantne i serwowane w gazecie. Wszędzie też znajdziecie specjały kuchni chińskiej — najlepsze na chińskiej ulicy Thamelu (idąc od „Garden of Dreams” pierwsza w lewo). Uwielbialiśmy odwiedzać koreańską restaurację na Thamelu. Koniecznie trzeba spróbować specjałów kuchni tybetańskiej. Na przykład thukpę, czyli gęstą i pożywną zupę z makaronem. Lub piwo tongba, przyrządzane z fermentującego prosa. Pije się je na gorąco z wielkich drewnianych kufli. Polecamy odwiedzić tybetańską restaurację „Yak” na Thamelu.

Warto jeść w lokalnych knajpach. Wszystko jest dobre, świeże i kosztuje grosze. Wybierzcie kilka różnych dań, a różnorodność smaków was powali. Ale ostrzegamy! Same knajpy z reguły nie wyglądają zbyt dobrze. To często prowizoryczne budy zastawione starymi gratami. Zdają się być ciemne i zakurzone, ścian dawno nie malowano, a obrusów dawno nie prano. Ale jedzenie podają zawsze świeże i smaczne.

Nepalczycy to łakomczuchy. Piekarni jest tutaj co nie miara, a najgorsze, że serwują w nich same pyszności. Świetnie im wychodzą europejskie wypieki typu serniki, strudle jabłkowe, czy cynamonowe bułki. Nie gorsze są lokalne słodkości, choć to smaki dosyć nietypowe.

No i nie zapominajmy o nabiałowych pysznościach. Jogurty z Bhaktapuru! Sery z jaka! Paneery! Lassi z bakaliami! Niebo w gębie.