Jest takie miejsce, gdzie Bangkok wygląda, jakby zamknięty w pudełku zapałek. Niby wszystko jest — salon masażu, 7-eleven, oddział Thai Bank, placówka Bangkok Hospital. Jak w każdym mieście jest straż pożarna, poczta, policja. W razie potrzeby przyjmie nas dentysta lub fryzjer. Wieczorem można wyjść coś zjeść, a potem obejrzeć program w lokalnej tv. I co z tym Bangkokiem jest nie tak? Wszyscy jego mieszkańcy mierzą poniżej 1,20 m. Kidzania. Najciekawszy plac zabaw, jaki widziałam. Miejsce, w którym spędza się cały dzień i znudzić się nie można. Bo tutaj jest jak w życiu…

Na ulicach ruch i gwar. Biegają kurierzy, przebiega ekipa policjantów, przejeżdża wóz straży pożarnej. Na rynku migoczą neony kina.

Wejście do Kidzanii to terminal lotniczy. Marysia ustawia się do odprawy, nadaje bagaż, odbiera kartę pokładową, przechodzi przez kontrolę i już jest w mieście Kidzania Bangkok. Na ulicach ruch i gwar. Biegają kurierzy, przebiega ekipa policjantów, przejeżdża wóz straży pożarnej. Na rynku migoczą neony kina, mieszkańcy leniwie odpoczywają na ławeczkach, ekipa gra na gitarach, można kupić hot-dogi i zimne napoje. Jest też to, czego Marysia szuka — oddział tajskiego banku. Przy odprawie dostała czek na 50 kidzosów i trzeba go zrealizować, by zacząć zabawę.

50 kidzosów dostaje każdy nowy mieszczuch. Nie starczy to na wiele, więc trzeba będzie popracować. Ale Mary wie, jak ważne jest pierwsze wrażenie, więc decyduje się najpierw zainwestować w siebie — idzie do salonu piękności. Następnie, by podreperować budżet, załapuje się na praktykę u weterynarza. Czesanie, sprawdzanie zębów, strzyżenie psich i kocich pazurków. Taka praca to przyjemność. Tuż obok jest gabinet stomatologiczny. Dobra okazja, by przekonać się o co chodzi z tym straszeniem dzieci dentystą. Po krótkim szkoleniu na temat szczotkowania zębów, mali stomatolodzy zaczęli borować i lepić kulki na plombę dla leżącego na fotelu pacjenta. I znowu przybyło kasy na koncie. Przyszedł czas na lekcje chemii, jednak za ciekawe lekcje trzeba płacić. Ale nie ma co żałować. Nigdy nie wiadomo, kiedy w życiu przyda się wiedza na temat procesu produkcyjnego coca-coli oraz czekoladowego mleka.

Teraz uwagę Marysi przykuł salon z eleganckimi kieckami. Akurat szukali dziewczyny do sesji fotograficznej. Bez zastanowienia podjęła się zadania. W dodatku praca modelki okazała się dobrze płatna. Wskoczyła w piękną sukienkę, poprawiła makijaż i ruszyła w świat fleszy. Wokół kręcili się fotograf, oświetleniowiec i stylista. Pełna profeska.

Po tym doświadczeniu przyszedł czas na brudną robotę. Marysia postanowiła przekonać się, jak ciężkie jest życie strażaka. W pobliskim hotelu wybuchł pożar i potrzebne było wsparcie. Wskoczyli do wozu, zawyły syreny, przejechali przez miasto i drużyna zaczęła walczyć z płomieniami. A wszystko wśród krzyków i wrzasków wołających o pomoc!

Był to niezwykle pracowity dzień. Marysia próbuje przypomnieć sobie, gdzie jeszcze podejmowała się pracy — była projektantem wnętrz, lekarzem na ostrym dyżurze, przeszła nawet szkolenie w McDonaldzie. W pewnych profesjach problemem był język — ciężko pracować w radiu lub w Sądzie Najwyższym Kidzanii nie znając tajskiego. Do innych zadań była zbyt młoda — nie przyjęli jej do szkoły fotograficznej Canona. Na inne zwyczajnie zabrakło sił — szkolenie na symulatorze lotów dla pilotów Air Asia, kurs na prawo jazdy w salonie Hondy, praktyka w warsztacie samochodowym, a nawet kurs tańca w nocnym klubie.

Byłam zaskoczona. Miasto działa profesjonalnie na 100%. Żadna ściema i mruganie okiem do dzieci. W studiu telewizyjny są kamery i nagrywa się programy. W studiu radiowym jest sprzęt do montażu, mikrofony i słuchawki. Kurierzy dostarczają paczki za pokwitowaniem odbioru. W szkole sushi skręca się maki z prawdziwego ryżu i świeżej ryby. W szpitalu pacjenci leżą na łóżkach. Tu wszystko jest serio.

Kidzania to świetna szkoła życia i społecznych zachowań. Musisz pójść do pracy, by zarobić na szałowy tatuaż albo wyjście do kina. Obserwujesz jak toczy się życie w mieście i jak należy współżyć z innymi mieszkańcami. Poznajesz tajniki pracy w różnych zawodach. Uczysz się sztuki wyboru, bo tutaj musisz wiedzieć, czego chcesz. Wreszcie, uczysz się samodzielności — rodzice mogą tylko chodzić ulicami miasta, nie mają wstępu do salonów.

Gdzieś tam jednak z tyłu głowy pojawia się druga myśl… Kidzania uczy, jak być dobrym konsumentem, klientem McDonalda i Coca-Coli. Ale cóż, takie właśnie są prawdziwie miasta. Mają swoją ciemną stronę. Ale zawsze dają jakąś alternatywę — możesz pójść do szkoły gotowania i samemu przygotowywać swe obiadki. Wybór należy do ciebie, dzieciaku. Naucz się tego!