Teraz już rozumiemy. Wyjazd na Święta to wcale nie jest ucieczka przed sprzątaniem, gotowaniem i zakupami. To po prostu ucieczka przed Świętami. Bo tutaj zasadniczo Świąt nie ma.
Są choinki. Są kolorowe światełka. Są gwiazdki, mikołaje i śnieżne chatki. Wszystko wokół supermarketów, bo na zakupy każda okazja jest dobra. No i każda okazja do świętowania jest dobra. Najważniejsze bowiem, żeby było „sanook” – wesoło, radośnie i beztrosko. Praktykowany jest zwyczaj dawania sobie drobnych prezentów między przyjaciółmi lub współpracownikami, zwłaszcza jeśli są wśród nich farangi. No bo przecież prezenty wszyscy lubią i dzięki nim zawsze jest „sanook”. Podejrzewam jednak, że to głównie w dużych miastach. Im bardziej wgłąb kraju, tym mniej święcących drzewek i obcych zwyczajów.
Najważniejsze bowiem, żeby było „sanook” – wesoło, radośnie i beztrosko.
My tymczasem, spacerując wśród tych świecących drzewek i słysząc nieśmiertelne „White Christmas” podczas kupowania rozpuszczalnej kawy, czuliśmy się odrobinę dziwacznie. Coś tu zgrzytało. Na myśl o tym, że wkrótce wigilia otwieraliśmy z zadziwienia oczy. Jaka wigilia?! Choćby nie wiem ile choinek, gwiazdek i „White Christmas”, tutaj po prostu nie czuje się Świąt. Absolutnie nie ma TEJ atmosfery. Niby szkoda, jednak za każdy razem, kiedy myśleliśmy co teraz robią nasi bliscy w Polsce, w jakim amoku biegają, szukają, sprzątają i kupują, oddychaliśmy z ulgą. Niemniej Święta mamy. Niezwykle spokojne, kojące i przyjemne. Czyż nie takie one powinny być?
Choinka jest. Na sztucznych bambusowych gałązkach zawisły lampiony, gumowe kaczki i bombki z papieru do pakowania prezentów. Ekologicznie i hand made.
Prezenty są. Drobne upominki od sąsiadów. Z trudem doczekały do pierwszej gwiazdki. Swoje podrzuciliśmy zaprzyjaźnionym sąsiadom nocą na wycieraczkę. Był fun.
Wigilijna kolacja była, jak najbardziej. Na przystani Nonthaburi nad Chao Praya zasiedliśmy do plastikowego stoliczka, przy rybie i mulach. Jak zawsze były pyszne.
Rodzina również do nas dołączyła. Choć na krótko i przez Skypa.
Zjawili się także niespodziani przedświąteczni goście. Umilili nam wigilię Wigilii, a Marysi sprawili radości co nie miara (o czym napiszemy wkrótce). Mieliśmy też cudne narodzenie. W słupie naszego tarasu odkryliśmy skorupki świeżo wyklutych gekonów.
Mamy wyjątkowe Święta i mam nadzieję, że Wy podobnie.
Komentarze